23 kwietnia 2015

[FF] Sorry, I'm An Idol

Taki tam mój pierwszy opublikowany ff, specjalnie dla was, na relaksik po egzaminie. A dla tych, co nie pisali - na weekend ;P
EDIT: OMG, ale się niechcący świetnie z Bangtanami zgrałam *o*
Godz. 14 - mój ff. Godz. 18 tego samego dnia - nowy teaser *o*
[KLIK]


Dziewczyna w asymetrycznej, jasnoróżowej sukience z czarnym paskiem opinającym ją w talii stanęła przed dosyć niepozornym, zaledwie kilkupiętrowym, ale wyglądającym w miarę nowocześnie budynkiem. Falowane włosy w czekoladowym kolorze delikatnie opadały na jej ramiona. Na szyi miała niewielki, złoty łańcuszek z zawieszką w postaci trzech, małych malinek. Odgarnęła z twarzy kilka niesfornych kosmyków i spojrzała jeszcze raz w stronę wejścia. To był ten dzień.
Podeszła kawałek bliżej i gwałtownie się zatrzymała. Drzwi były znowu oblegane przez kilkadziesiąt, jak nie więcej, młodych dziewczyn (i, ku zdziwieniu Marceliny, kilku chłopaków). Z małej, czarnej torebki ze złotymi ozdobnikami wyciągnęła telefon i znowu spojrzała na wejście. Nie, da sobie radę. Westchnęła ciężko, schowała urządzenie i spróbowała przedostać się bokiem. Udało jej się znaczą część dziewczyn ominąć, jednak przed nią był jeszcze rząd czy dwa tych najbardziej napalonych.
- Przepraszam - szepnęła cicho i spróbowała przejść między nimi, jednak te, jakby na złość jeszcze bardziej się ścisnęły.
- Możecie się posunąć? Chcę przejść - warknęła już nieco głośniej. Jedna z dziewczyn odwróciła się do niej gwałtownie i pchnęła ją na ścianę.
- Odbiło ci?! - wrzasnęła Marcelina.
- Wal się, dziwaczko. Żadna tam obcokrajowa nie będzie mi się wpychać do przodu, zapomnij.
Dziewczyna już chciała odpyskować, jednak wtedy drzwi się otworzyły i w wejściu pojawił się starszy mężczyzna. Fanki zaczęły piszczeć, bo z tyłu było widać kilko młodzieńców wygłupiających się w holu. Jeden z nich im pomachał, na co wszystkie równocześnie westchnęły, a potem stały się jeszcze głośniejsze.
- Odsuńcie się! - wrzasnął mężczyzna, próbując przekrzyczeć całe zgromadzenie.
- No już, bo wezwę ochronę!
Po chwili dziewczyny niechętnie cofnęły się o kilka kroków. Marcelina znowu spróbowała przejść między nimi, jednak ta sama fanka znowu ją popchnęła.
- Sihyuknim! - krzyknęła, by zwrócić na siebie uwagę. Mężczyzna spojrzał w jej stronę i przez chwilę świdrował ją wzrokiem. Marcelina spojrzała na niego błagalnie. Wiedziała, że za nią nie przepadał.
W końcu ciężko westchnął i ruszył w jej stronę. Gestem pokazał, by fanki się odsunęły, co też zrobiły. Wyciągnął dłoń w stronę Marceliny i pomógł jej wyjść z tłumu. Kątem oka zobaczyła, że dziewczyna, która ją popchnęła, zaczęła się czerwienić ze złości. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Ostatni raz - szepnął jej do ucha, gdy znaleźli się już przy drzwiach. Mężczyzna je zamknął i znaleźli się w przestronnym holu. Marcelina odwróciła się, by spytać się o coś Sihyuka, jednak ten już poszedł w swoją stronę. Westchnęła i podeszła do chłopaków stojących na drugim końcu pomieszczenia.
- Hej, Kookie - przytuliła znajomego na przywitanie. Uśmiechnął się nieśmiało i przeczesał ręką kruczoczarne włosy. Tae rozłożył ręce i zrobił minkę smutnego pieska. Marcelina wyciągnęła dłoń w jego stronę i po chwili już przytulali się w trójkę. Jednak czar prysł, gdy Hope gwałtownie odsunął chłopaków, złapał dziewczynę w pasie i zaczął się z nią obracać.
- Ah, jak ja cię dawno nie widziałem, misiaku jeden!
Było naprawdę miło. Jednak wiedziała, po co tu przyszła i nie mogła dłużej zwlekać. Poprosiła, by Hobi ją postawił, co po chwili uczynił.
- Gdzie Minnie? - spytała niepewnie. Gdzieś w głębi duszy chciała usłyszeć, że "wyszedł", "nie ma go", cokolwiek. Jednak los najwyraźniej chciał jakiejś sensacji, tu i teraz.
- U góry, nadal ćwiczył jak wychodziliśmy.
- Dzięki - lekko kiwnęła głową i odwróciła się na pięcie. Wchodząc po schodach, stukając czarnymi pantoflami o marmurową powierzchnię, nerwowo przygryzała wargi.
W końcu była na miejscu. Stanęła przed wejściem do ich sali treningowej. Usłyszała w pokoju obok męski głos, śpiewający piosenkę, którą skądś kojarzyła, ale nie wiedziała dokładnie skąd.
"We were always together, hand in hand..."*
Cicho otworzyła drzwi i zobaczyła chłopaka niewiele od niej wyższego, stojącego do niej tyłem. Zwrócony był w stronę lustra, jednak miał zamknięte oczy i jej nie zobaczył. Zamarł w tej pozycji przez chwilę, zanim głos na nagraniu znowu nie zaczął śpiewać, a chłopak wraz z nim. Marcelina zamknęła drzwi, oparła się o nie i usiadła. Postanowiła poczekać aż skończy.
Pomieszczenie wypełnił głos Jimina, czysty i wysoki. Tak powinno się śpiewać wysokie noty i menadżer o tym wiedział, a jednak nadal nie potrafił (albo nie chciał) wykorzystać jego potencjału. Po tym do końca grała tylko linia melodyczna. Chłopak zakrył twarz dłońmi, nadal nieświadomy obecności Marceliny. Ta objęła nogi rękoma, położyła na nich głowę i wsłuchała się w powolne już dźwięki pianina.
W końcu i one ucichły, a atmosfera stała się jeszcze cięższa. Chłopak dalej zakrywał twarz, nawet się nie poruszył. Marcelina obserwowała go ze łzami w oczach. To boli, gdy widzisz kogoś tak optymistycznego i wesołego na co dzień w takiej sytuacji.
Po jakimś czasie cisza stała się tak nieznośna, że dziewczyna już chciała wstać i do niego podejść, ale akurat powoli podniósł wzrok. Na początku patrzył tylko na swoją lekko czerwoną twarz i podpuchnięte oczy. Dopiero po chwili zauważył dziewczynę.  Gwałtownie wytarł łzy i odwrócił się do niej.
Wpatrywali się w siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Tak jak tego dnia, gdy się spotkali. Marcelina go nie znała, nie oglądała koreańskiej telewizji ani nie czytała koreańskich magazynów i bardzo możliwe, że to tym go zauroczyła. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to że...
Zakochała się w tym małym, nic nieznaczącym, wesołym i otwartym chłopcu. Nie w idolu, którego tak wielbiły media i fani.
- Nie odbierasz telefonów - szepnęła, nadal zakrywając połowę twarzy kolanami.
- Wiem - stwierdził drżącym głosem. Marcelina uparcie wpatrywała się w jego stopy. Nie chciała patrzeć mu w oczy, wiedziała, że gdyby tylko spróbowała, od razu zmiękłoby jej serce.
- Super, że wiesz - powiedziała oschle. - Powinieneś też wiedzieć, że z nami koniec w takim razie.
Drżała. Miała wrażenie, że te słowa zburzyły wszystko, co zawzięcie budowała odkąd tylko weszła do autobusu zmierzającego w stronę budynku Big Hit Entertainment. Poczuła łzy na policzku. Szybko je wytarła i wstała, nadal nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem. Nie zareagował.
Nie chciał jej zatrzymywać? To nawet dobrze. Pewnie wiedział, jakby wyglądał ich dalszy związek. "Ja w telewizji, ty przed telewizorem - oto jak wyglądają nasze randki"**, przypomniała sobie tekst pewnej piosenki.
Już chciała otworzyć drzwi, gdy Jimin złapał ją za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Poczuła coś w rodzaju ulgi. Chciała, by na nią krzyczał, by błagał, żeby płakał na jej oczach - cokolwiek, żeby tylko pokazał, że mu zależało.
Spojrzała na niego (ale nie w te niesamowicie hipnotyzujące oczy) gotowa na wszystko, co ma zamiar powiedzieć.
A on zamiast tego zrobił krok w jej stronę, tak że musiała oprzeć się o ścianę, przycisnął umięśnioną klatę do jej talii, zbliżył usta do jej ust i zastygł w tej pozycji. Czuła jego gorący oddech, ciepło jakim ją obdarzał każdym najmniejszym skrawkiem ciała. Ich serca niespodziewanie zaczęły wybijać ten sam, niesamowicie szybki rytm.
- Spójrz na mnie, proszę - wyszeptał, obdarzając jej nozdrza oddechem o zapachu malin.
Niepewnie skierowała spojrzenie w górę, prosto w jego oczy. Niesamowicie pociągające, czarne oczy, te które ją uwiodły tamtego dnia. Te, którym nigdy nie mogła się oprzeć, które wiecznie tryskały optymizmem, które ją uspokajały i tak często doprowadzały do szaleństwa. Te, które teraz przyglądały się jej z pożądaniem.
- Przepraszam.
- Za co? - wyrwało jej się. Szlag. To przez to spojrzenie, zdążyła już zapomnieć, co się przed chwilą stało.
- Za to, że jestem idolem.
Zamarła. Wiedział, że nie była zła o te durne nieodebrane połączenia. Jedyne, co od zawsze jej przeszkadzało i co ją zdenerwowało tym razem to fakt, że był sławny. To głupie, powinna być szczęśliwa, że chłopak, o którym inne marzą, który mógłby mieć każdą, wybrał właśnie ją. Ale nie była.
- Bez ciebie, to wszystko nie miałoby sensu. Kocham cię. Teraz i zawsze.
Nie wytrzymała. Po jej policzkach popłynęły łzy.
Dziwnie to zabrzmi, ale nigdy jej tego nie powiedział. Na początku ją uprzedził, że żadna konkretna dziewczyna nigdy tego od niego nie usłyszała. Że najpierw musi mieć pewność, że to ta jedyna. Był pewien.
Nagle połączył ich usta w pocałunku. Nie był to zwykły, codzienny buziak, nie był to całus, jakim zwykle obdarzali idioci szukający laski na jedną noc. To był prawdziwy pocałunek, zrodzony z miłości, smakujący malinami, zarówno namiętny, gorący, pełen pasji, jak i delikatny, nieśmiały. Jego dłonie wędrowały po jej brzuchu, ona muskała palcami jego plecy. Ocierali się o siebie, rozkoszując niezwykłą chwilą.
- Zawsze to dosyć długo - wyszeptała Marcelina, gdy w końcu chłopak się trochę odsunął.
- Zawsze to najodpowiedniejsze słowo i jest tak długie, jak trzeba.
- Też cię kocham - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Dopiero teraz sobie uświadomiła, że naprawdę tak jest. I chciała, by ich "zawsze" trwało tyle, ile powinno.


*D.O (EXO) - Crying out
**VIXX - I don't want to be an idol






*omomomo, nie mogłam się powstrzymać, by nie wstawić jego kilku zdjęć (gifów, ale cii) xD*
© Halucynowaa | WS | X X X