29 listopada 2016

[FD] #3 Broken

Alicia oparła głowę o szybę i obserwowała uciekający krajobraz. Lasy, łąki, pastwiska, teraz to wszystko wyglądało tak... Dziko. Zjawiskowo. Doskonale. Uśmiechnęła się. Otaczał ich chaos i ten chaos był piękny.  Człowiek, starając się wprowadzić ład i harmonię, tylko niszczył to piękno.
Flynn siedział obok niej, delikatnie trzymając jej dłoń i wpatrując się w drogę. Caine co chwilę zerkał na niego w lusterku, ale chłopak starał się udawać, że tego nie widzi. Mężczyzna był strasznie rozdrażniony odkąd dowiedział się, że jadą z nimi. Jednak argument "nawet nie potrafisz obsługiwać się tym ustrojstwem" ostatecznie go przekonał. Flynn nadal nie rozumiał jak po takim czasie nadal nie nauczyli się posługiwać bronią. Przecież musieli wcześniej trafić na jakichś umarlaków, ludzi, kogokolwiek.
Spojrzał za siebie. Mackenzie położyła się na siedzeniu, a Jenna z zamkniętymi oczami gładziła jej włosy. Była to drobna staruszka, z krótkimi włosami i zmarszczkami na całej twarzy, nie wyróżniała się za bardzo. To był bardzo niebezpieczny świat dla takich ludzi. I dla ludzi, którzy się z takimi ludźmi trzymali.
"Im szybciej dotrzemy na wybrzeże, tym szybciej będziemy mogli się pożegnać", pomyślał Flynn. Ta rodzina tylko by ich spowalniała, sami z Alicią poradzą sobie lepiej. Jednak ona chyba nie zdawała sobie z tego sprawy. Spojrzał na nią.
Czekoladowe fale łagodnie opadały na jej klatkę piersiową. Były zbyt długie, niebezpieczne, a jednak nie mógł jej przekonać do małego cięcia. Drobne, blade usta były nieznacznie rozchylone, prosty nosek poruszał się przy każdym wdechu, a lekko opadające, szczenięce oczka w zamyśleniu obserwowały świat za oknem.
Nie pasowała tutaj. Była dzieckiem, a nie żołnierzem. Przypominała mu księżniczkę z bajki - wrażliwą i niewinną, nieprzygotowaną do ciągłej walki o przetrwanie, poszukującą swojego księcia na białym rumaku, który ją ochroni przed złym światem.
Ale pozory mylą.
Oh, jak bardzo mylą. Ścisnął mocniej jej dłoń.
Po kilku godzinach jazdy, auto nagle się zatrzymało.
- Czemu stoimy?
- Przerwa na siusiu - Alicia wyprostowała się i rozciągnęła ręce. Mackenzie usiadła nieprzytomnie i przetarła oczy.
- Sprawdzę samochody, może coś w nich jeszcze jest. Wy - warknął do rodzeństwa - moglibyście się na coś przydać i sprawdzić stację.
- Jasne - uśmiechnęła się do nich Alicia, w czasie gdy Flynn wyskoczył z samochodu i, nie czekając na siostrę, wbił do budynku, otwierając drzwi z impetem. Spokojnie podszedł do jedynego szwendacza w zasięgu wzroku i bez emocji wbił mu ostrze w skroń. Gdy się odwrócił, zauważył Alicię, stojącą kilka metrów dalej, niepewnie trzymającą nóż.
- Co? - warknął, wycierając ostrze o ubranie umarlaka. Dziewczyna pokręciła głową i rozejrzała się od niechcenia. Na szafkach nie zostało zbyt wiele produktów, wiele z nich pewnie już była przeterminowana. Jej uwagę przykuł kolorowy koszyk z zabawkami z jakiejś promocji.
- Musimy porozmawiać - powiedział Flynn, ruszając za nią w stronę koszyka.
- Co ty nie powiesz.
Alicia wyciągnęła z kosza śnieżnobiałego misia z różową kokardką na szyi  i uśmiechnęła się ponuro. Po chwili odwróciła się i chciała wrócić do vana, ale Flynn ją powstrzymał.
- Zostaw to.
- Kenzie...
- Wiem - przerwał jej. - Alicia, gdy dotrzemy na wybrzeże, będziemy musieli się pożegnać z rodzinką.
- O czym ty mówisz?
- Nie udawaj idiotki. Są balastem, pojechaliśmy z nimi tylko dlatego, że mieli samochód...
- Flynn, przestań. Zachowujesz się jak dupek. Nie jesteś taki. My nie jesteśmy tacy. Nie zostawimy ich, nie poradzą sobie bez nas.
- My nie poradzimy sobie z nimi. Psychopata, przygłucha i histeryczka. I do tego ta dziewczynka... Właściwie to ona jest z nich wszystkich najbardziej pomocna.
Alicia spojrzała na niego z szeroko otwartymi ustami i prychnęła z niedowierzaniem.
- Czy ty słyszysz sam siebie? Traktujesz ich jak przedmioty. "Oh, ten jest zepsuty, ale ta umie trzymać broń to się przyda". No kurwa, ludzi się nie używa.
- Jeśli nie wykorzystujesz ludzi, oni wykorzystają ciebie.
- Kto cię tego nauczył? Ojciec?
Jego dłoń mimowolnie powędrowała w górę, jednak zatrzymał ją tuż zanim dotknęła policzka Alicii. Dziewczyna zamknęła oczy i odchyliła lekko głowę, aby uciec przed ciosem.
Flynn zacisnął zęby. Ten odruch był w niej tak głęboko zakorzeniony...
Złapał ją delikatnie za podbródek i zmusił, żeby na niego spojrzała.
- Nigdy więcej o nim nie mów. To już było, nie musisz tam wracać.
  - Naprawdę? Bo za każdym razem, jak na ciebie patrzę, widzę jego. Po co komu argumenty skoro masz pięść. Chcesz go wymazać z pamięci, ale prawda jest taka, że wychował cię na swojego syna. On żyje w tobie, nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać. I to cię boli, że nie możesz tego zmienić, że...
- Przepraszam - przerwał jej nagle, przyciskając jej głowę do piersi. Zanurzył twarz w jej włosach i objął ją mocno. Odwzajemniła uścisk dopiero po chwili zastanowienia. Stali tak, żadnych słów, tylko niezręczna cisza. Dawniej, gdy do niej przychodził, oboje wybuchali płaczem.
Jednak te czasy minęły, pomyślał, ściskając ją mocniej.
- Nie przepraszaj - powiedziała po dłuższej chwili. - On też przepraszał, a następnego dnia dalej było tak samo. Flynn, nie zostawiamy Kenzie ani jej rodziny. Oni pomogli nam, my pomożemy im. Musimy.
- Proszę, nie zgrywaj bohaterki. Ostatnim razem nie skończyło się to najlepiej.
- Ostatnim razem - warknęła, wyrywając mu się z objęć. - On był egoistą. Ty byłeś egoistą. Nadal się niczego nie nauczyłeś? Ludzie giną, gdy myślisz tylko o sobie, jak uratować swój tyłek...
- Nie myślę tylko o sobie - przerwał jej cicho, chwytając ją delikatnie za dłoń. - Ludzie są niebezpieczni. Źli. Nie chcę, żebyś się na nich zawiodła. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Szkoda, że dopiero teraz o tym myślisz.
Wyrwała mu rękę i sięgnęła po misia, który upadł na ziemię w trakcie ich rozmowy.
Flynn obserwował ją z zaciśniętymi wargami.
"To nie jest takie proste! Nie jestem taki jak ty, nie jestem nieustraszony, chciałbym, ale nie jestem! Przepraszam, że nie potrafiłem się obronić, przepraszam, że jestem takim kiepskim bratem!", chciał wykrzyczeć jej prosto w twarz, jednak nie potrafił. Miała rację - wolał ją uderzyć i w ten sposób rozładować emocje niż powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli. Był słaby, tak jak ich ojciec.
Poczuł łzy napływające mu do oczu.
Gdy Alicia znowu na niego spojrzała, stał z podniesioną głową, zimny, obojętny. Minęła go bez słowa. Stanęła dopiero przy drzwiach.
- Młodzi są siłą. To my kreujemy świat, w którym żyjemy. Jeśli będziemy nieczuli, świat będzie nieczuły. Nie chcę, żeby dzieci takie jak Mackenzie musiały dorastać w takim świecie. Nie zostawimy ich. Pojedziemy na wybrzeże. Znajdziemy twój wyimaginowany raj. I będziemy żyć długo i szczęśliwie. Obiecuję.
Ruszyła do vana, a Flynn dopiero po chwili odważył się spojrzeć w jej kierunku.
Mackenzie siedziała na miejscu kierowcy i rozmawiała z Caroline. Alicia podeszła do nich i pokazała im misia. Na pierwszy rzut oka, dziewczynka nie wyglądała na zachwyconą, "ile ja mam lat, sześć?", mówiło jej spojrzenie, ale po krótkiej rozmowie wzięła pluszaka i obejrzała go podejrzliwie.
Alicia rozmawiała z nimi jeszcze przez dłuższą chwilę, za każdym razem gdy otwierała usta, Mackenzie i Caroline stawały się jeszcze bardziej roześmiane. Nagle spojrzała w stronę Flynna i uśmiechnęła się promiennie.
Nie, nie była księżniczką z bajki. Była królową. Niezależna, pewna siebie, pełna charyzmy i nieprzewidywalna. Ukrywała swoją siłę pod maską ślicznej, trochę humorzastej i nierozgarniętej nastolatki, ale on znał ją zbyt długo, aby dać się na to nabrać. Wiedziała, co zrobić, żebyś poczuł się potrzebny, abyś zapomniał o jej mocy. Wiedziała, jak zdobyć zaufanie, a następnie gdzie uderzyć, żeby zabolało.
I nienawidził jej za to.
Chciał być jej starszym bratem, w którym znajdzie oparcie, tak aby nie musiała ciągle grać i udawać, że nic się nie stało. Chciał panować nad całą sytuacją, być liderem, który zapewni jej bezpieczeństwo. W praktyce było kompletnie na odwrót.
Nienawidził jej, bo była idealnie przystosowana do tego nowego świata, a on nie.
Nienawidził myśli, że stała się taka przez niego. Musiała być silna tylko dlatego, że on był słaby.
Odwrócił wzrok i ruszył w głąb sklepu. Gdy już znalazł się między szafkami, jednym, szybkim ruchem wytarł policzki, a potem zaczął pakować do plecaka co ważniejsze przedmioty.

29 listopada 2016

[FD] #2 Crayons

W domku nie znaleźli nic ciekawego, jedynie kilka nowych ubrań i w miarę bezpieczne miejsce do spania. Flynn zablokował wszystkie drzwi i okna i porozkładał pułapki, aby przynajmniej było słychać ewentualnych intruzów, a Alicia w tym czasie przygotowała im łóżko i przejrzała kuchnię. Zjedli w ciszy kilka pozostałych w szafkach puszek z owocami, a potem poszli spać.
Ze snu obudziły ich strzały. Nie z centrum miasta, tak jak wcześniej, a niebezpiecznie blisko ich. Alicia bez chwili zastanowienia chwyciła za pistolet, a Flynn na palcach podszedł do okna i odsunął delikatnie firankę. Pokręcił głową.
Dziewczyna, z bronią w pogotowiu, przeszła z sypialni na przód domu i wyjrzała ostrożnie za okno. Nagle usłyszeli strzał, a potem pisk opon. Czarny sedan przejechał kilka metrów, wirując groźnie, a potem rozbił się o drzewo.
- Chodźmy, zanim pojawi się ich więcej - szepnął do niej Flynn. Gdy nie odpowiedziała, złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć na tyły domu.
Nagle przednie drzwi sedana się otworzyły. Alicia w jednej chwili wyrwała się z uścisku i wybiegła przez frontowe drzwi. Flynn zacisnął zęby i pięści, a potem ruszył za nią.
- Stójcie! - wrzasnęła mała dziewczynka, podnosząc na nich pistolet. Miała co najwyżej kilkanaście lat. Jej perłowe włosy związane były w luźnego warkocza, a drobne usta miała nierówno pokryte krwistoczerwoną szminką. Miała na sobie letnią, białą sukienkę i czerwone trampki. Właściwie to po chwili zastanowienia Alicia uznała, że jest całkiem podobna do Taylor Swift. A przynajmniej do jej młodszej wersji. Była tak urocza, że Alicia przez moment zapomniała, że w dłoni trzymała broń. Jej wzrok był stanowczy, a oni wiedzieli, że nie żartowała.
- Spokojnie, chcemy pomóc! - Alicia podniosła ręce, dalej idąc w jej kierunku. - Twój tata potrzebuje pomocy!
- To nie jest mój tata - wycedziła dziewczynka, dalej celując w Alicię.
- Widzisz?! - rzuciła pistolet i nóż na trawnik. - Chcemy pomóc!
- Mackenzie... - z samochodu wydobył się słaby, męski głos. - Opuść to.
Dziewczynka zastanowiła się przez dłuższą chwilę, a potem wybuchła płaczem i schowała broń. Alicia szybko podbiegła do rannego mężczyzny, a Flynn, korzystając z zamieszania, podniósł jej broń. Wiedział, że ona by o niej kompletnie zapomniała.
- To rany postrzałowe... Boże...
- Ja się trzech naliczyłem, nie wiem jak ty - mężczyzna parsknął histerycznym śmiechem, który przemienił się w szloch zanim dotarli do drzwi budynku. Alicia jednym ruchem zrzuciła wszystko ze stołu w jadalni, a Flynn pomógł mężczyźnie się położyć.
Dziewczynka podeszła do nich z mokrą szmatką i zaczęła spokojnie obmywać rany. Rodzeństwo spojrzało po sobie, a potem jej pomogło. Oddech mężczyzny powoli się stabilizował (a może zwalniał aż za bardzo?).
- Kenzie... Przykro mi... Tak bardzo mi przykro... - mężczyzna znowu zaczął szlochać. Dziewczynka spojrzała na niego, a potem wróciła do obmywania ran. W tym samym momencie usłyszeli kolejny pisk opon. Flynn podbiegł do okna. Na ulicy zatrzymało się kilka samochodów. Zaczęli z nich wychodzić mężczyźni, nagle zrobiło się niezwykle głośno.
- Alicia, idziemy.
Flynn podbiegł do siostry, chwycił za ramię i spróbował odciągnąć od rannego.
- Nie zostawię ich.
- Al, spójrz na nich - zdenerwowany  odsunął ją kawałek, tak aby nie mogli usłyszeć ich rozmowy. - On z tego nie wyjdzie, nie bez pomocy medycznej. Wykrwawi się tak czy siak, a ty nie możesz mu pomóc. Oboje o tym wiemy. Więc po prostu chodźmy.
- Nie, Flynn...
- Idziemy - zażądał, ciągnąc ją bardziej agresywnie za sobą.
- Poczekajcie - zatrzymała ich Mackenzie. Spojrzała na mężczyznę, a on na nią.
- Kocham cię, Kenzie...
Dziewczynka bez słowa przytuliła się do rannego, a po chwili było słychać ciche pyknięcie. Blondynka wstała, zamknęła oczy mężczyźnie i wyszeptała coś, tak że nie mogli usłyszeć.
Po chwili ciszy, ruszyła w kierunku tylnego wyjścia. Minęła ich bez słowa, jedną dłonią wycierając nos.

***

Szli za nią w ciszy przez dłuższy czas. Już dawno wyszli z miasta, teraz prowadziła ich przez las. Mimo, że wszystko tu wyglądało tak samo, Mackenzie sprawiała wrażenie, jakby wiedziała gdzie idzie. Może właśnie dlatego posłusznie za nią podążali.
- Mieszkam niedaleko - odezwała się w końcu mała. - Dzisiaj mieliśmy jechać, tutaj jest za dużo złych ludzi. Macie broń, ale nie wyglądacie zbyt groźnie, więc pewnie będziecie mogli pojechać z nami. Ale jak chcecie.
Rodzeństwo tylko spojrzało po sobie i dalej szli w ciszy. Za gęstwiną widoczny był zarys budynku.
- Powiedzcie coś. Czuję się jakbym gadała sama ze sobą.
- Przykro mi - powiedział cicho Flynn. W normalnych okolicznościach ta sytuacja nie zrobiłaby na nim zbyt wielkiego wrażenia, ale ta dziewczynka była taka młoda...
- Nieważne.
- Nie wyglądasz na zbyt przejętą - dodała po chwili Alicia.
- To nie znaczy, że nie jestem.
- Kim... Kim on dla ciebie był?
- Ojczymem. I tak go nigdy nie lubiłam.
Mackenzie przeszła w końcu przez krzaki i zaczęła biec w kierunku drewnianego budynku. Przed budowlą stał czerwony van, a obok niego dwie osoby. Kobieta w czarnych, krótkich włosach, związanych w malutkiego kitka, zagorzale gestykulowała, a łysy mężczyzna z nieprzyjemną, pomarszczoną twarzą ewidentnie próbował jej coś wytłumaczyć.
- Caro! - oboje nagle spojrzeli w stronę przybyszów. Kobieta najpierw złapała się za usta, a potem podbiegła do dziewczynki i objęła ją mocno.
- Nic ci nie jest! Tak się martwiłam! Słyszeliśmy strzały i... - przerwała, gdy zobaczyła rodzeństwo, idące w ich kierunku. Mężczyzna błyskawicznie chwycił za pistolet i skierował na nich lufę.
- Kim jest ta dwójka? - warknął.
- Nie, oni... - zawołała Mackenzie, ale mężczyzna ją zignorował.
- Albo wiecie co, mam to w dupie. Czemu jesteście na mojej posiadłości i czemu miałbym was nie zabić?
Rodzeństwo spojrzało po sobie. Alcia zacisnęła usta, a Flynn zrobił krok do przodu i stanął między nią, a mężczyzną. Ten zawahał się na moment, a potem wycelował bronią prosto w jego serce.
- Lepiej to opuść, zanim popełnisz ogromny błąd.
- Caine... - zaczęła kobieta, dalej tuląc Mackenzie. Właściwie, obie kurczowo się obejmowały, z przerażeniem patrząc na całą sytuację. Mimo wszystko, nie wyglądały na zaskoczone.
Mężczyzna prychnął i zrobił krok do przodu z uśmiechem na twarzy.
- Jesteś bezczelny, dzieciaku. Nie będziesz mi groził na mojej posiadłości.
- Na razie jestem miły. Ale moja cierpliwość też ma granice - jego dłoń wylądowała na pasku, gdzie miał pistolet. Caine podszedł do nich jeszcze bliżej, tak że dzieliło go od Flynna zaledwie kilkanaście centymetrów. Przyłożył broń do jego skroni z grymasem na twarzy.
- Jebany... Słyszałaś, groził mi! Dalej chcesz sięgać po gnata, kutasie?! - wrzasnął mu prosto w twarz, plując przy tym raz po raz.
- Przestań, jest z nami dziecko...
- Spokojnie - zaczął Flynn, podnosząc dłonie. - Nie chcemy sprawiać kłopotów. Sądziliśmy jedynie...
- Mam gdzieś, co sobie sądziłeś! Wynocha, zanim...
- Emm, jeśli mogę coś wtrącić - Alicia podniosła niepewnie dłoń i stanęła obok Flynna. Caine zlustrował ją dokładnie wzrokiem. Aż zbyt dokładnie. - Jaki ty masz kurwa problem? - spytała tak spokojnie, że Flynn aż parsknął śmiechem. Nie tego się spodziewał.
- Bawi cię to?! - przycisnął broń, tak że chłopak musiał odchylić głowę.
- Albo wiesz co, nawet nie odpowiadaj. Ale tak na przyszłość - odwróciła się na pięcie i zaczęła iść przed siebie - jeśli masz celować do mojego brata i chcesz wyglądać groźnie to chociaż odbezpiecz broń.
- Gdzie idziesz? - spytał Flynn, podążając za nią wzrokiem, w czasie gdy Caine niepewnie opuścił pistolet i zaczął go oglądać z każdej strony.
- Na spacer. Narka! - zawołała, podnosząc rękę i pokazując znak pokoju. Po chwili schowała obie dłonie do kieszeni bluzy i żwawym krokiem ruszyła piaszczystą drogą. Flynn westchnął głośno i spojrzał na kobietę zwaną Caro, oszołomioną całą sytuacją. Dał jej chwilę na przetrawienie tego.
- Ona tak ma. Lepiej żeby się wkurzyła i poszła na spacer niż żeby zrobiła coś głupiego... - zerknął na Caina, który wrócił wpieniony do vana i obserwował ich z oddali. - Łatwo się denerwuje. Szczególnie o takie pierdoły.
- Chyba nie rozumiem...
- Ja też nie. Czasami mam wrażenie, że ona po prostu się wkurza o byle co, tak dla samej zasady.  A teraz, gdy ciepłe powitanie mamy za sobą...
- Dziękuję, że nic mu nie zrobiliście - przerwała mu kobieta. - Czasami zachowuje się jak dupek, ale w końcu to mój ojciec. Rodziny się nie wybiera... Oh, i dziękuję, że pomogliście Mackenzie i... Mackenzie, gdzie jest David?
Caro spojrzała na dziewczynkę, która w czasie ich rozmowy usiadła na drewnianym płocie kawałek dalej. Nie musiała otwierać ust - jej wzrok mówił wszystko.
- Przykro mi...
Mackenzie wzruszyła ramionami, a potem zeskoczyła z płotu i ruszyła do domu.
- Nie chcę być nietaktowny... Ale to w pewnym sensie sprawa życia i śmierci. Gdzie się wybieracie?
- My... Na wybrzeże. Moja siostra pojechała tam po brata Kenzie i jego dziewczynę. Od początku wiedziałam, że z tym dzieciakiem będą kłopoty. Geny ma niestety po dziadku...
- Możemy z wami pojechać? - przerwał jej, zanim zdążyła rozgadać się na dobre. - Al nie zawsze ma tyle zapału na spacerki, samochód to byłaby miła odmiana. Ah, właśnie! - puknął się w czoło i wyciągnął dłoń przed siebie. - Jestem Flynn, a moja humorzasta siostrzyczka to Alicia.
- Caroline. Mojego ojca już niestety poznaliście. W domu jest jeszcze moja mama, ledwo słyszy, więc trzeba mówić do niej głośno i wyraźnie. Lubi, gdy mówi się na nią Jenna i...
- Caroline - przerwał jej. - Możemy z wami jechać?
Kobietę zbiła z tropu nagła zmiana tematu, ale po chwili kiwnęła niepewnie głową.
- Jasne, chociaż w ten sposób możemy wam się odwdzięczyć.
- Dziękuję - uśmiechnął się, chwycił delikatnie jej dłoń i musnął ją ustami. - Powinniśmy ruszać, jeśli chcemy ją dogonić. Ma niezłe tempo.

26 listopada 2016

[Fatal Duo] #1 We

Akcja Fatal Duo rozgrywa się w świecie The Walking Dead, kilka miesięcy po wybuchu epidemii, w wyniku której ludzie po "śmierci" wracają do życia jako szwendacze - żywe trupy.


Szli ramię w ramię. Dwie pary szmaragdowych oczu uważnie penetrowały otoczenie. Oboje czujni, skoncentrowani, ale jednocześnie jakby nieobecni. Ulica była zaniedbana, wszędzie walały się śmieci, kilka samochodów zaparkowano na środku drogi, a poza nimi nie było tu nikogo więcej. A przynajmniej żadnej żywej duszy.
Kilka budynków dalej, szwendała się garstka umarlaków. Bezmyślnie człapały jeden za drugim, kiwając się na boki. Nie stanowiły żadnego zagrożenia - były zbyt wolne i zbyt głupie.
Nagle chłopak odskoczył w bok i schylił się przy jakiejś torbie. Spojrzał na brązowowłosą, która zupełnie go zignorowała i dalej szła przed siebie, a po chwili zamachnął się i rzucił butelkę daleko przed siebie. Jej dłoń drgnęła, ale nic więcej. Szkło rozbiło się na miliony kawałków, a żółtawy płyn obryzgał najbliższego szwendacza.
- Co jest? - zawołał, doganiając ją. Nigdy nie była tak cicha. Spokojna owszem, ale nigdy cicha. Jej milczenie wydawało się takie nienaturalne, niepoprawne, nie mógł tego znieść.
- Szkoda naboi.
Flynn teatralnie przyłożył dłoń do ust i westchnął głośno.
- Niemożliwe! Zdarza ci się jednak jakaś rozsądna decyzja!
Dziewczyna pociągnęła nosem, a po chwili ciszy wyciągnęła z kieszeni gumkę i związała długie do talii włosy w wysokiego kucyka.
- Edie...
- Alicia - przerwała mu.
- To był żart - chłopak uderzył ją lekko w ramię.
- Wiem. Zawsze byłeś kiepski w opowiadaniu dowcipów - wytarła nos rękawem szarej bluzy, a po chwili sięgnęła po nóż z bocznej kieszeni plecaka. Wcześniej nosiła go za paskiem, aby mieć go pod ręką, ale wtedy ciągle o nim zapominała i co chwilę się na niego nadziewała. Tak było dla niej bezpieczniej.
Kiwnęła głową w stronę jednego ze sklepów. Szyby były całe, ale ktoś wyraźnie uszkodził zamek w drzwiach. Na wystawie leżało kilka produktów, szafki również nie były całkowicie ogołocone.
Alicia od razu po przekroczeniu progu, ruszyła za kontuar i zaczęła przeglądać pozostały asortyment. Flynn wszedł chwilę po niej i rozejrzał się dokładnie. Zaraz przy wejściu leżał nieżywy szwendacz, a między półkami zauważył dwóch kolejnych. Ktoś już załatwił brudną robotę, a to oznaczało, że nie mogli się spodziewać rarytasów na półkach.
Ruszył w kierunku Alicii, a potem oparł się plecami o ladę.
- Czego szukasz?
- Czego można szukać w monopolowym? Cholera, wszystko puste! - chwyciła jedną z butelek i cisnęła nią w szybę. Przeklęła pod nosem i z impetem usiadła na podłodze, ukrywając twarz w dłoniach.
Flynn przeczesał dłonią kasztanowe włosy i obserwował teren za oknem. Dwóch umarlaków zainteresował hałas i zaczęli w swoim ślimaczym tempie zmierzać w ich kierunku. Chłopak wyciągnął nóż i załatwił ich z obojętnością, jakby to był jedynie ich przykry obowiązek.
- Przestań. Wstawaj. Musimy iść - powiedział, wracając do Alicii. Dziewczyna podniosła głowę i odetchnęła, aby się uspokoić. Rozejrzała się szybko, a potem nagle sięgnęła pod ladę i wyciągnęła pogniecioną paczkę papierosów. Włożyła jednego do ust.
- Masz ogień?
- Nie palisz.
- Dobra. Sama znajdę - gdy wstała, on szybkim ruchem wyrwał jej papierosa i rzucił nim w rozbitą szybę.
- To nie była prośba - stwierdził spokojnie. Jak tylko ruszył w stronę półek, wyciągnęła z opakowania kolejnego.
- Mamy w ogóle jakiś plan? Równie dobrze możemy zostać tutaj, a nie szwendać się bez celu.
- Tu nie jest bezpiecznie.
Zaczął przeglądać półki, niektóre produkty wkładał do plecaka, a inne zrzucał na ziemię, gdy okazywało się, że są puste. Alicia tylko szła za nim, bawiąc się papierosami.
- A gdzie niby jest? Wiesz, coś czuję, że wymyśliłeś sobie jakiś azyl, gdzie wszystko jest idealnie, gdzie ludzie żyją jak dawniej, gdzie nie muszą walczyć o przetrwanie... Cóż, muszę cię rozczarować. Takie miejsce nie istnieje.
Chłopak odwrócił się nagle, wyrwał jej z ręki paczkę i cisnął nią o ziemię.
- Tego nie wiesz. Nasze życie nie musi tak wyglądać. Gdzieś tam czeka nasz nowy dom. Gdzieś tam ktoś pracuje nad lekarstwem, ktoś próbuje przywrócić to do porządku i my po prostu...
Dziewczyna parsknęła śmiechem, przerywając jego monolog.
- Oh, wybacz. Ale w jakiej ty kurwa bajce żyjesz? Nawet jeśli... - odwróciła na chwilę wzrok i zacisnęła wargi. - Jeśli ktoś tam pracuje nad lekarstwem na ludzkość, nie musisz się o to martwić. Raczej cię to nie dotyczy.
- Co to miało niby znaczyć?
- Jeśli ktoś pracuje nad lekarstwem to dla elity, dla uprzywilejowanych, a my, cóż, raczej...
Przerwała, gdy jego dłoń z plaskiem wylądowała na jej policzku. Złapała się za twarz i spojrzała na niego z otwartymi ustami.
- To było pytanie retoryczne. Chodźmy.
Minął Alicię i wyszedł ze sklepu, nie czekając na nią.

***

Mijali budynki jeden za drugim, rzadko do któregoś zaglądając. W takich większych miastach, nawet na obrzeżach, i tak wszystko było już zrabowane albo pełne szwendaczy i niewarte ryzyka.
Alicia wpatrywała się nieprzytomnie przed siebie, wlokąc się za chłopakiem. W pewnym momencie wyprostowała się i poprawiła plecak.
- Nie mam już siły.
Udało im się przejść całe miasto po przedmieściach, zbliżali się powoli do krańca terenu zabudowanego - jeśli do tej pory nie znajdą transportu, z rana będą musieli iść z buta do kolejnego punktu. Po drodze spotykali jedynie szwendaczy, ale w centrum miasta co jakiś czas było słychać strzały.
- Flynn, robi się ciemno.
Zwykle to ona ich prowadziła. To ona zawsze decydowała i wydawała polecenia, a Flynn wzorowo je wykonywał. Szczególnie zanim to wszystko się zaczęło. Nie była przyzwyczajona, że to on przejmował inicjatywę. A tym bardziej nie przywykła do tego, że ją ignorował.
- Masz coś do jedzenia?
- Długo masz zamiar jeszcze tak zrzędzić?
- Jak mnie kurwa ignorujesz to się nie dziw, że się przypominam.
- Nie klnij.
- No to kurwa stój! - wrzasnęła, tupiąc nogą i zaciskając pięści.
- Nie drzyj się.
-Ja pierdolę, zachowujesz się jak ojciec. Nie mów, nie rób, siedź kurwa i nie istniej!
Zanim skończyła, Flynn odwrócił się gwałtownie, podbiegł do niej i złapał ją brutalnie za policzki, tak że jego dłoń zakrywała jej usta.
- Nie drzyj się idiotko - warknął przez zaciśnięte zęby. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Flynn był od niej wyższy zaledwie o kilka centymetrów, ale w takiej sytuacji to była ogromna przewaga.
W końcu zacisnęła pięści i spuściła wzrok, a on ją puścił. Bez słowa wyciągnął wodę z boku jej plecaka i wziął łyka.
Po chwili ciszy, wytarła pięścią policzek i nos, a Flynn westchnął i złapał ją delikatnie za drugą dłoń.
- Przepraszam...
Nagle wyrwała mu dłoń, minęła go i żwawym krokiem ruszyła przed siebie.
- Alicia, przepraszam, nie chciałem...
Chłopak obserwował ją, gdy w kilku krokach przeszła na drugą stronę ulicy, a potem energicznie otworzyła furtkę jakiejś posiadłości. Przeczesał dłonią włosy, a potem ruszył za nią. Czekała na niego przed drzwiami, z bronią w dłoni.
- Na trzy... - powiedział spokojnie, stając z nią ramię w ramię.

1 sierpnia 2016

[DIS] #12

Ciało o ciało. Czuł ją, na dole, u góry, wszędzie. Nie widział jej twarzy, ale wiedział, że to Ariana. Tylko ona mogłaby być tak delikatna, zdeterminowana i... miła w dotyku jednocześnie. Chciał, żeby nigdy nie przestawała, nigdy...
Obudził się nagle. Otaczała go ciemność. Zmarszczył brwi i klęknął na ziemi. Płytki? Zaczął macać rękami otoczenie. Łazienka. Co się stało? Co tu robił? Gdzie ona jest?
Wstał i ruszył przed siebie. Po dwóch małych krokach trafił na ścianę. Zaczął iść wzdłuż niej.
Nagle usłyszał otwierane drzwi. Odwrócił się gwałtownie. Ktoś był w pokoju obok. Podszedł do drzwi i chwycił za klamkę. Zamknięte. Światło w drugim pokoju się zapaliło. Schylił się, żeby spojrzeć przez szparki na dole drzwi. Męskie buty, zmierzające w jego kierunku. Nagle usłyszał potężny dźwięk uderzenia, aż się skrzywił na chwilę. Mężczyzna upadł. Ktoś go przeciągnął z jego pola widzenia. Po chwili usłyszał kobiece stęknięcie, a potem ciche przekleństwo. Znał ten głos. Ariana.
Wstał i zaczął szarpać za klamkę. Nie rozumiał, co się dzieje, ale czuł, że nie jest to nic dobrego.
- Przestań - usłyszał jej głos. Schylił się i zobaczył ją siedzącą na ziemi pod ścianą po drugiej stronie pokoju. A przynajmniej jej krótkie, czarne spodenki i bose stopy. Widział też kawałek jej nagiego brzucha. Wyglądała inaczej niż gdy się dzisiaj spotkali.
Nagle rzucił mu się w oczy pewien szczegół - na dolnej części jej stopy zauważył nietypowe, sine pręgi. Właściwie to na całych nogach miała blizny i zaczerwienienia, jedne większe, inne ledwo widoczne.
Podciągnęła nogi i objęła je rękoma, jakby nagle do niej dotarło, że on ją widzi, jakby się tego wstydziła. Ktoś ją bił. Tego Jimin był w stu procentach pewien. Jednak podświadomie czuł, że chodzi o coś więcej, że to nie koniec tej historii.
- Ariana, co się stało? Możesz otworzyć drzwi?
- Mogę. Ale tam jesteś bezpieczniejszy. Przedostanie się przez nie zajmie im kilka cennych sekund.
- O czym ty mówisz?
- Nie martw się, już wszystko jest okej. Zadzwoniłam do twojego managera. Będzie tu niedługo...
- Poczekaj... Co...? Skąd wiesz?
- O zespole? Cóż, jesteście tu całkiem popularni.
Zamilkł na dłuższą chwilę.
Wiedziała? Od kiedy? Cały czas udawała? Nie mógł w to uwierzyć. Najpierw Tae, teraz ona... Oni wszyscy to cholerni kłamcy i nic więcej.
- Wypuść mnie - zażądał.
- Tu nie jest bezpiecznie, lepiej zostań tam i siedź cicho. Może ich przyjść więcej, już są w klubie.
- O kim ty mówisz? Co się dzieje?
- Nie musisz się o nich martwić, nic ci nie zrobią, dopilnuję tego.
- Nic nie rozu...
- Cicho. Ktoś idzie. Nie odzywaj się, nic nie rób. Odciągnę ich uwagę na tak długo jak będę mogła.
Wstała nagle i zgasiła światło. Przez chwilę jeszcze się tam krzątała, aż w końcu wszystko ucichło.
Rzeczywiście, Jimin słyszał kroki. Ciężkie, powolne. Były coraz bliżej, aż w końcu ich właściciel się odezwał.
- Maju, nie bój się, nie ukaram cię za twoje nieposłuszeństwo, jeśli teraz wyjdziesz.
Maju? Skrzypienie drzwi.
- Ostatnia szansa. Wiesz, że i tak was znajdę, nie przedłużaj tego.
Cisza.
Kroki. Światło się zapaliło.
- Naprawdę chcesz się bawić w kotka i myszkę, skarbie?
Więcej kroków. Więcej krzątaniny. Przeszukują pokój?
Jimin obserwował ich uważnie. Nie wiedział, co jeszcze może zrobić.
Jeden z nich podszedł do łazienki i pociągnął za klamkę.
- Łazienka jest zamknięta - poinformował beznamiętnie.
- Więc ją otwórzcie.
Ciężkie kroki ruszyły w jego kierunku, a po chwili przemówił ten sam mężczyzna, ich przywódca, jak się zdążył zorientować Jimin.
- Chłopcze, wiemy, że tam jesteś. Nie bój się, nic ci nie zrobimy. Kobieta, która cię porwała jest niezrównoważona psychicznie, popełniła wiele przestępstw, skrzywdziła wiele ludzi. Ale już ci nic nie grozi, jesteśmy tu, żeby ci pomóc.
Zmarszczył brwi. Ariana kryminalistką? Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Niezrównoważona psychicznie? No cóż, to wydawało mu się bardziej realne.
Ale miała wiele okazji, żeby mu coś zrobić... Czemu dopiero teraz? To nie miało sensu.
- Jesteś cholernym kłamcą - jak na zawołanie usłyszał głos Ariany.
- Uspokój się, Maju. Chcemy ci tylko pomóc.
- Pierdol się. Zadzwoniłam na policję, zaraz tu będą - zobaczył jej nogi w oddali, stanęła dosłownie na przeciwko łazienki.
- Nie potrafisz kłamać.
- Chcesz się przekonać?
Cisza.
- Otwórzcie łazienkę.
Nagle Ariana ruszyła w tym kierunku.
Trzask.
Jeden z mężczyzn przy łazience upadł na ziemię, a wraz z nim... Szkło? Tak, to było szkło. Usłyszał kilka przekleństw.
Przywódca zrobił krok w jej stronę.
- Uspokój się, nie musisz nikogo krzywdzić.
- Ty chciałeś wyruchać moją całą rodzinę, nie mów mi o... Po prostu nic nie mów.
- Maju, nie wiem, o czym mówisz, to nie jest realne. Nie chcę...
Nie zdążył dokończyć. Jimin usłyszał męski wrzask, nogi Ariany zniknęły mu z pola widzenia. Słyszał, że coś się tam dzieje, jednak nie potrafił wywnioskować, co dokładnie.
I wtedy nagle usłyszał huk. Zamarł. Strzał? Coś upadło na ziemię z impetem. Seria przekleństw.
- Jebana suka.
- Wszystko w porządku?
- Ma ostre zęby, ale to nic. Zajmijcie się nią.
Nie!, chciał wrzasnąć, jednak nie mógł się ruszyć. Co to było?
- Otwórzcie łazienkę.
Odsunął się szybko od drzwi.
- Chłopcze, nie bój się, zaraz zabierzemy cię z tego paskudnego miejsca.
Przełknął ślinę i wstał na równe nogi. Przeszukał szybko rękoma otoczenie. Kran, mydło, ręcznik... Nic przydatnego! Sięgnął niżej i znalazł szczotkę do toalety. Wziął ją do ręki.
Wtedy nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem. Jimin odwrócił się gwałtownie i zobaczył dwójkę facetów. Jeden w kamizelce i w okularach przeciwsłonecznych, kawałek za nim stał trochę grubszy mężczyzna w garniturze. Był prawie łysy, pomarszczony...
- Spokojnie, nic ci nie grozi...
Ten w okularach ruszył w jego stronę, wyrwał mu z dłoni szczotkę i rzucił ją na podłogę, a potem chwycił go delikatnie za ramię i wyprowadził z łazienki.
A Jimin nic z tym nie zrobił. Strach go sparaliżował, nie mógł się w ogóle ruszyć.
- Pamiętasz, co się wyda...? - chłopak zatrzymał się nagle i spróbował wyrwać mężczyźnie, jednak ten go przytrzymał.
- Spokojnie, jesteś w szoku. Nie chcemy cię skrzywdzić, zabierzemy cię do radiowozu...
- Co zrobiliście Arianie? - przerwał mu Jimin. Mężczyzna za nim siłą zmusił go, by szedł dalej.
- Mówisz o Mai? Nic jej nie zrobiliśmy.
Mężczyzna dalej go prowadził za ramię, przed nimi szedł ten grubszy. Wyprowadzili go z pokoju, ruszyli wzdłuż korytarza.
- Słyszałem strzał.
- Ah, to. Spokojnie, nikt nie ucierpiał. Jeden z moich kolegów jest z oddziału specjalnego i miał pistolet. Maja wyrwała mu go i strzeliła, ale na szczęście nikogo nie trafiła. Obezwładniliśmy ją i zabraliśmy do radiowozu. Nie bój się, już cię nie skrzywdzi.
Zeszli schodami na niższe piętro. Znaleźli się w ogromnej sali, z barem, fotelami... Pamiętał ten klub, pamiętał jak go tu zabrała. Tańczyli, śmiali się, dobrze się bawili... Co się potem stało?
Mężczyźni zaczęli go prowadzić do jakiegoś bocznego wyjścia, a gdy znaleźli się tuż przy nim, nagle się zatrzymali.
- O co cho...?
Nie zdążył dokończyć. Jeden z nich nagle przycisnął mu coś do twarzy, drugi go złapał tak, że ledwo mógł się ruszyć. Kręcił głową na wszystkie strony, machał nogami, próbował wszystkiego. Czuł jak ciepło ogarnia całe jego ciało, jak braknie mu tchu. Po chwili zaczął nagle tracić siły, zrobił się senny jak nigdy.
- Jimin! - usłyszał jeszcze znajomy głos. - Zostawcie go!
A potem wszystko zniknęło na dobre.

26 lipca 2016

[DIS] #11

- Śpi - wyszeptałam do komórki, ciągle go obserwując. Chciałam być pewna, że narkotyk, który mu podałam, nie zrobi mu krzywdy.
Siedział tuż obok, niczego nieświadomy. Wyglądał tak niewinnie, tak uroczo. Chciałam go dotknąć, uspokoić, cokolwiek... Jednak nie byłam pewna, czy potrafiłabym się powstrzymać. Nawet przez koszulkę widziałam jego mięśnie. Dobra, nie widziałam, ale przed chwilą poczułam i to było jedyne, o czym mogłam teraz myśleć.
- Świetnie - usłyszałam po chwili odpowiedź. Drgnęłam. Nienawidziłam jego głosu, tego wstrętnego uśmiechu, nienawidziłam jego całego. - Gdzie jesteś? Zaraz będziemy.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na rudego. Marchewkowe kosmyki opadały mu na twarz. Jego połyskujące usta były lekko rozchylone i drgały przy każdym oddechu, ale cała reszta skamieniała. Wyglądał jak rzeźba, perfekcyjna i niecenzuralna rzeźba. Mogłabym patrzeć na niego godzinami.
- Maja. Gdzie jesteś?
Wyciągnęłam przed siebie rękę i delikatnie dotknęłam jego ramienia czubkami palców. Gdy nie zareagował, przesunęłam palcami po jego ręce. Wsunęłam moją dłoń w jego i splotłam nasze palce.
- Odezwij się. Gdzie jesteś?
Nie, nie zasłużył na to.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń. Odsunęłam telefon od ucha i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Nie dam cie skrzywdzić, pomyślałam, rzucając mu ostatnie spojrzenie.
Tak jak ty nie skrzywdziłeś mnie.
Niechętnie go puściłam, wstałam i ruszyłam do łazienki. Wyciągnęłam z telefonu kartę sim i spojrzałam na nią z żalem. To w niej znajduje się wszystko. Jego zdjęcia, nasze rozmowy...
Rzuciłam ją na podłogę i zmiażdżyłam ją piętą, a potem kolejny i jeszcze raz, tak dla pewności. Powinnam pewnie najpierw nałożyć buty albo użyć czegoś innego niż ciała, jednak nie miałam czasu. Poza tym, chyba zasłużyłam na chwilę cierpienia. Prawie go wydałam. Jak w ogóle mogłam wpaść na tak idiotyczny pomysł? Chciałam wrócić do domu, jednak nie takim kosztem.
Gdy tylko się ocknęłam z żałoby za tą nieszczęsną kartą, wrzuciłam telefon do toalety. Nie miałam pojęcia, czy to zadziała, ale nie miałam lepszego pomysłu. Nie mogli nas znaleźć.
Wróciłam do pokoju. Usiadłam obok niego i skuliłam się. Powinniśmy teraz uciekać z tego miejsca. Powinnam go obudzić i wszystko wyjaśnić. Zasługuje na prawdę. Był taki dobry, taki miły i uroczy... Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie traktował. A ja chciałam go sprzedać tym ludziom. Jakim jestem człowiekiem?
Spojrzałam na drzwi. Nie powinno mnie tu być. Nie powinno nas tu być. On powinien dalej żyć w swojej bezpiecznej nieświadomości, a ja... No cóż, robić to co zwykle.
Najlepiej by było jakby mnie tu nie było. Jeśli ruszyliby w pościg, byłby bezpieczny. On i reszta zespołu.
Jednak nie mogę tak ryzykować, to tylko jedno wielkie "jeśli". Nie mogę go na razie zostawić, nie póki jest sam. Bezbronny. Nieświadomy niebezpieczeństwa, które po niego idzie. Ktoś musi go obronić.
Tylko jak? Nie możemy tu zostać, ale nie dam rady go stąd zabrać, a sam w najbliższym czasie na pewno się nie ruszy. Po co ja w ogóle do nich dzwoniłam, jestem straszną idiotką.
Dobra, spokojnie. Na pewno coś wymyślisz. Jak zawsze.

25 lipca 2016

[DIS] #10 "Turn it up"

Nogi poprowadziły go same. Przez całą drogę miał pustkę w głowie. Jakby wampir wyssał wszystkie jego myśli. Więcej, wszystkie czynności życiowe. Usiadł na ławce.
Jungkook się głodzi, nagle rozbrzmiało w jego umyśle. Pokręcił głową, jakby chciał strzepnąć tą myśl z siebie. Bezskutecznie. To było realne.
Podkurczył nogi i objął je rękoma. Uszczypnął się w ramię. A potem jeszcze raz. I kolejny, szczypał to samo miejsce dopóki ból był nadal dokuczliwy. Czuł jak gniew w nim narasta.
Idiota, pomyślał. Jak mógł to ukrywać? Jak oni wszyscy mogli to ukrywać?
Jednak jego umysłem szybko zawładnęła inna myśl - co zrobić, żeby im pomóc?
- Znowu się spotykamy - usłyszał nagle za sobą. Zamarł w bezruchu. Nie spojrzał na nią, nic nie powiedział.
- Chim Chim? - usiadła obok niego. - Co się stało?
Wdech. Wydech. Wdech.
Czas na męską decyzję. Nie będzie lepszej okazji.
Nie możemy się na razie spotykać, pomyślał, jednak nie mógł tego z siebie wydusić. W czasie gdy całe życie idola wysysało z niego energię, to właśnie ta dziewczyna była jego ogromną ładowarką. Nie chciał, żeby tak było, nie chciał się uzależniać od nikogo, ale taka była prawda. W świecie, gdzie wszyscy wokół znali jego imię, ona jedyna nie była niczego świadoma. Była prawdziwa. I niezwykła. Chciał pomóc chłopakom, ale nie takim kosztem. Nie chciał z niej rezygnować.
- Czy ty płaczesz? - usłyszał jej cichy głosik i szybko odwrócił głowę. Po chwili poczuł jej głowę wtulającą się w jego bark, jej dłonie niepewnie obejmujące jego ramię. Podkurczył się jeszcze bardziej.
- Nic mi nie jest.
- Widzę - zaczęła wodzić palcami po jego nagich rękach.
- Gorszy dzień.
- Znowu się pokłóciłeś z kolegą?
Podniósł głowę i spojrzał na nią. Nie sądził, że będzie o tym pamiętała.
- Coś w tym rodzaju.
Brodę oparła na jego barku i skierowała na niego te lekko uśmiechnięte, szczenięce oczy. Dopiero zauważył, że "ukradła" jego jedną rękę i schowała ją w luce między swoimi podkurczonymi kolanami, a brzuchem. Splotła ich palce, a drugą dłonią dalej wędrowała po całej ręce. W górę i w dół, w górę i w dół... Nie mógł się skupić. Była tak blisko.
- Na pewno wszystko będzie okej.
- Jasne, nie martw się - uśmiechnął się do niej mimowolnie. Taehyung od razu by się domyślił, że jego serce właśnie rozpada się na milion kawałków i od razu by zareagował, jednak Ariana jedynie kiwnęła głową i uśmiechnęła się do niego.
Gdyby tylko wiedziała...

***

Spędzili razem cały dzień. Znowu. Na początku siedzieli w niezręcznej ciszy, jednak w końcu znaleźli "bezpieczne" tematy do rozmowy. Gadali o jedzeniu, rodzinie, o tańcu... Opowiedziała mu o swoim licznym rodzeństwie, o domku na farmie, gdzie spędziła większość swojego życia, o swojej pasji i właściwie całą swoją historię, aż do pobytu w Seulu. On również nie pozostawał jej dłużny, powiedział jej o wszystkim, jedynie lekko naciągając historię, żeby zespół dalej pozostał tajemnicą.
Siedzieli teraz na ławce. Ari przeciągnęła się i ziewnęła.
- Zamknij buzię, bo ci krowa nasika.
- Ale jesteś dziecinny.
- Chyba ty.
Ari spojrzała na niego ze zmarszczonym nosem. Po chwili oboje wybuchli śmiechem.
- To jest takie głupie - przetarła oczy swoimi małymi piąstkami.
- Nie musisz mi tego mówić.
Jimin spojrzał na mały, biały zegarek na jej nadgarstku. Wpół do dziewiętnastej.
- Dobra. Muszę już...
- Ani mi się waż - przerwała mu.
- Muszę iść.
- Nie musisz. Mamy na dzisiaj plany.
- Mamy?
- Tak. Trzeba cię troszkę rozluźnić - dźgnęła go palcem w brzuch i chciała to zrobić jeszcze raz, jednak Jimin chwycił jej nadgarstek. Wtedy dźgnęła go drugą ręką.
- Przestań - chciał złapać jej drugą rękę, jednak schowała ją za plecami.
- Uuu, teraz to się zlękłam. Dobra, idziemy - wstała żwawo i pociągnęła go za sobą. Zdziwiło go jej zachowanie. Zwykle była bardziej spokojna, senna. Nieśmiała, jakby nie chciała z nim w to dalej brnąć. Teraz coś się zmieniło.
- Gdzie?
- Zobaczysz.

***

Ludzie, mnóstwo ludzi. Mgła. Nie, to dym. Światło. Czerwone, czarne, znowu czerwone... Stroboskop. Jasno, ciemno, jasno, ciemno. Jeśli czerwono to jasno. Muzyka. Raczej dudnienie.
Nagle poczuł czyjąś dłoń na twarzy, ciało ocierające się o niego, właściwie wiszące na nim. Chwyta je w locie. Jedna ręka na wypukłości, druga trochę wyżej. Postać ściska go nogami, prawie upada do przodu, jednak odzyskuje równowagę. Czuje jej oddech na szyi, wędruje coraz wyżej.
I znika. Ktoś go łapie za rękę i próbuje ciągnąć w inną stronę. Nie opiera się. W końcu tłum się rozluźnia, światła gasną, a on znowu może oddychać. Nagle ktoś go popycha. Upada, uderza w noś plecami. Miękko. Skórzane? Fotel. Nie, większe. Kanapa. Po chwili postać siada na nim. Czuje jej palce, muskające jego obojczyki, pierś... Jimin sięga rękoma niżej, próbuje zdjąć koszulkę, jednak postać go powstrzymuje, chwyta jego nadgarstki i unieruchamia nad jego głową. Czuje jej oddech, jej usta muskające jego szyję, uszy, policzki... Chce więcej, znacznie więcej. Próbuje się ruszyć, wziąć to, czego ona nie chce mu dać, jednak jest taki zmęczony, taki słaby.
Ona dalej się z nim bawi, drażni go. Jednak Jimin chłonie ją, jej energię i to, co ma do zaoferowania całym sobą, dopóki i ona nie znika.

23 czerwca 2016

[DIS] #9

"Ariś 23:14 ChCh ratunku"
"Ja 23:17 ???"
"Ariś 23:17 surykatki"
"Ariś 23:18 one mnie jedzo"
"Ja 23:20 smacznego w takim razie"
"Ariś 23:23 spłoniesz w piekle"
"Ja 23:29 Idź spać."
"Ariś 23:30 zjem cię"
"Ja 23:34 Jesteś pijana?"
"Ariś 23:34 coś ty ja nie piję"
"Ariś 23:35 poza wtedy gdy piję"
"Ja 23:39 Jesteś w domu?"
"Ariś 23:40 jasne w końcu nie mam przyjaciół więc gdzie miałabym być"
"Ja 23:44 Masz mnie."
"Ja 23:47 Idź spać, bo będziesz brzydka."

Jimin spotykał się z Arianą już od kilku dni. Gdy znajdował wolną chwilę, od razu umawiał się z nią w parku. A ona zawsze się pojawiała. Jeśli akurat miał coś zaplanowane, bez przerwy z nią smsował, dopóki ktoś nie zwracał mu uwagi, że za długo siedzi z nosem w telefonie. Jednak nie przejmował się tym, przynajmniej póki nikt otwarcie o nic nie pytał.
Tego dnia Jimin obudził się rano dziwnie wypoczęty i uśmiechnięty. Otworzył na chwilę oczy, jednak nadal było ciemno, więc wtulił się mocniej w poduszkę.
Całą noc nie mógł spać. A raczej ktoś mu nie pozwalał. Smsował z Arianą do północy, a może i nawet dłużej. Już sam nie pamiętał. Jednak mimo wszystko czuł się wyjątkowo dobrze.
Po chwili zmęczyła go ta bezczynność, więc powoli wyślizgnął się spod kołdry i położył swoje nagie stopy na puszystym, białym dywaniku. Na moment zastygł w tej pozycji, delektując się każdą sekundą tej zwyczajnej czynności, a potem bez pośpiechu wstał i wyszedł z pokoju. Przeszedł cały korytarz na palcach, próbując nikogo nie obudzić, i zatrzymał się dopiero przy lodówce. Przez chwilę oglądał jej zawartość, a potem wyciągnął z niej truskawkowy jogurt pitny.
Oparł się o blat i zaczął ospale siorbać jogurt. Jego mózg był po prostu wyłączony, przez dłuższą chwilę skupiał się jedynie na tym, by nie wylać jogurtu.
Wtedy podniósł wzrok, który spoczął na blacie na przeciwko. Nagle przed oczami stanęła mu scena z amerykańskiego filmu - chłopak chwyta dziewczynę i sadza ją na tym blacie, zbliża się do niej i może zrobić dosłownie wszystko co tylko zechce. Uśmiechnął się i wcale nie zatrzymywał swoich myśli, gdy powędrowały w dosyć niegrzecznym kierunku.
Od zawsze nawiedzały go dziwne pomysły, jednak odkąd zaczął się spotykać z Arianą, te "wizje" nawiedzały go coraz częściej. I tylko czekał na dzień, w którym się one wszystkie spełnią.
Gdy tylko ocknął się z transu, zapisał ten "incydent" do specjalnej szufladki w swojej głowie, a potem wziął kolejnego łyka jogurtu i spokojnie ruszył w kierunku wyjścia na balkon.
Czy to przypadek, że akurat w tym momencie zrobiło mu się strasznie gorąco?
Otworzył drzwi. Zimne, poranne powietrze uszczypnęło go w policzki, ale się tym nie przejął. Mieli stąd widok na cały Seul, a przynajmniej jego ładniejszą część - tą, z której wschodziło słońce. Odkąd spotkał Arianę, przychodził tu codziennie rano i delektował się widokiem miasta powracającego do życia. Było to niezwykle odprężające, a on w tej chwili chwytał się wszystkich "relaksaczy".
Wziął głęboki wdech, wpatrując się gdzieś w horyzont.
Przeszedł przez framugę.
I zastygł.
Na drugiej stronie balkonu, pod ścianą, siedział Taehyung. Spojrzał w górę na przybysza i uśmiechnął się tak smutnym uśmiechem, że Jimin prawie rzucił wszystko w diabły, żeby tylko go rozweselić. Prawie.
- Musimy pogadać - oznajmił Tae, przykładając coś do ust. Jiminowi zajęło chwilę zidentyfikowanie tego przedmiotu.
- Od kiedy palisz? - spytał zaskoczony. Przypomniały mu się czasy, w których byli jeszcze trainee, Taehyung zawsze gdy się czymś denerwował, wychodził w tajemnicy na papierosa. Gdy zadebiutowali, udało im się go od tego odzwyczaić. A przynajmniej Jimin był o tym święcie przekonany. Aż do dzisiaj.
- To nie jest najważniejsze.
- Teraz jest. Jeśli będziesz palić, popsujesz sobie głos, wygląd...
- Przestań pierdolić i siadaj - warknął Taehyung, przesuwając się, żeby zrobić dla niego miejsce. Jimin, zszokowany jego reakcją, posłusznie wykonał polecenie. Tae zaciągnął się kilka razy, zanim znowu się odezwał.
- Nie uciekaj.
- Co? - Jimin spojrzal na niego kątem oka i zmarszczył brwi.
- Ten zespół się rozpada. Nie możesz uciekać. Potrzebuję cię tutaj.
- Co? Tae, o czym ty mówisz?
Taehyung zaciągnął się porządnie i wypuścił powoli dym, zanim mu odpowiedział.
- Jungkook się głodzi. Yoongi i Hobi prawie nie śpią. Jin o niczym nie wie, a Namjoona to wszystko przerasta. - wypalił na jednym tchu, a potem znowu przyłożył papierosa do ust. - A ja znowu palę. - warknął ze złością, a potem ugasił peta o posadzkę. Jimin obserwował go jedynie z szeroko otwartymi ustami.
Co?, przeszło mu przez myśl, jednak nie był w stanie wydusić ani słowa. Kompletnie się tego nie spodziewał.
Albo się nawalił i go wzięło na zwierzenia albo to bardzo kiepski żart, pomyślał.
Tae przez chwilę bawił się niedopałkiem, a potem spojrzał na przyjaciela. Podniósł powoli dłoń i zamknął mu usta.
- Więc nie możesz zniknąć.
- Tae... - Jimin nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Przed chwilą jeszcze wszystko było okej, a teraz nagle... Zacisnął usta i odwrócił wzrok. - Przecież nie uciekam. Nie zniknę.
- Ta dziewczyna...
- Skąd wiesz?
- Nie wiedziałem. - wzruszył ramionami. - Jimin, to zły pomysł. Takie historie nigdy nie kończą się dobrze.
- Bo co, jeszcze się zakocham, co nie?
- Opuścisz nas dla niej?
- Może ja nie chcę wybierać?
- Kiedyś będziesz musiał.
Zamilkli. Jimin zacisnął usta i zaczął wędrować palcem po nierównościach na ścianie. Oparł na niej głowę i westchnął głęboko. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, dopóki Jimin się nie odezwał.
- Czemu dopiero teraz mi to wszystko mówisz? O chłopakach? Przecież takie problemy nie rodzą się z dnia na dzień.
- Myślałem, że sobie poradzę. Im mniej osób wie, tym lepiej.
- Od kiedy?
- Jimin, to nie jest ważne...
- Kiedy to się zaczęło?
- Powinniśmy się skupić na tym, żeby im pomóc.
- Tylko my wiemy?
- Jimin...
- Odpowiedz - warknął chłopak, odwracając się do Taehyunga. Ten zamknął oczy i westchnął zanim odpowiedział.
- My i Namjoon. Nikomu więcej nie mówiłem.
- A Jungkook? Yoongi...?
- To skomplikowane.
- Taehyung! Jesteśmy zespołem, powinniśmy...
- Przestań. Nic nie rozumiesz. Jeśli reszta się dowie, nie damy rady tego ukrywać. Wszyscy poznają prawdę. Nasi fani...
- I co z tego?! - przerwał mu Jimin i zerwał się na równe nogi. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel był w stanie to ukrywać przed wszystkimi. A jeszcze bardziej nie mógł uwierzyć w to, że nikt się nie zorientował.  - Ich zdrowie jest ważniejsze!
- Jeśli fani się dowiedzą - kontynuował spokojnie Taehyung - nikomu to nie pomoże. Jimin, pomyśl spokojnie. Możemy sami to rozwiązać.
- Czy ty sam się słyszysz? Przed chwilą nie poradziłeś sobie z tym sam, a teraz myślisz, że we dwójkę damy radę?
- Na pewno mamy większe szanse.
- Nie.
- Jimin, pomyśl spokojnie, sam mówiłeś, że ich zdrowie jest najważniejsze, więc na tym powinniśmy się teraz skupić.
- Sami nie damy rady.
- Jimin. Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Nie mogę.
- Proszę. Zespół się rozpada...
- A ty wcale nie pomagasz. Jesteś dwulicowy, niby taki wspaniały przyjaciel, a żeby ukrywać coś tak ważnego...
Cisza.
- Wyjdź.
Jimin zacisnął zęby.
- Nie pal - rzucił na odchodne.

5 czerwca 2016

[DIS] #8 "Here and now"

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Tyle czasu się z nim męczyłam (miałam go napisanego właściwie zaraz po poprzednim) i nadal nie jest idealny. Jednak już nie wiem, co z nim zrobić, więc publikuję. Najwyżej później zedytuję. XD


Biegł tą samą drogą, tym razem sam, myśląc o tej całej sytuacji, bezustannie odtwarzając tą scenę w myślach. Powinien się chyba już przyzwyczaić do szybkiego trybu życia, jednak to spotkanie było naprawdę ekspresowe. Dopiero co się spotkali i już musiał wracać.
Ona też uciekła, podpowiedział mu głos w głowie, jednak chłopak go zignorował.  Postanowił w ogóle nie poruszać tego tematu, bo prawdopodobnie doszedłby do samych nieprzyjemnych wniosków.
Tak bardzo chciał mieć więcej czasu. Dwadzieścia cztery godziny to zdecydowanie za mało na obowiązki, przyjemności i sen. Przynajmniej dopóki nie chce z niczego rezygnować.
Wbiegł po schodach, wskakując na co drugi schodek, a potem z impetem wpadł do mieszkania.
- Szlag! - usłyszał zza drzwi. - Uważaj, farfoclu!
Taehyung spojrzał na niego z grymasem na twarzy, masując się po czubku głowy.
- Już drugi raz dzisiaj, grabisz sobie, rudy.
- Przepraszam - Jimin bez chwili namysłu złapał Tae pod uszy, przyciągnął do siebie i cmoknął w czubek głowy. - Chłopaki już o mnie pytali?
- Co? - brunet szybko wyrwał się z uścisku Chim Chima i spojrzał na niego z obrzydzeniem. - Dobrze się czujesz?
- Tae, wysłałeś do mnie SMSa - Jimin przewrócił oczami z zniecierpliwieniem. Spojrzał w głąb mieszkania zanim Tae zdążył odpowiedzieć i dostrzegł kilka postaci w łazience.
- Ała? Cierpię?
- Co się dzieje?
- Nie umiesz się bawić.
- Taeś!
- No już, już, dobra. Może i jesteś nudziarzem, ale masz farta. Sesja przesunięta o godzinę, bo fotografowi coś na szybko wypadło. Reszcie powiedziałem, że poszedłeś się przewietrzyć, bo nie mogłeś wytrzymać tego zapaszku. Gdyby nie ja to byś już wpadł, głupcu.
- Dzięki, Taeś, jesteś najlepszy - zanim Tae dokończył, Jimin dosłownie rzucił się na przyjaciela i go mocno uściskał, a potem, nie zwracając uwagi na reakcję Taehyunga, szybko przekradł się do swojego pokoju. Zdążył przebrać się w coś bardziej "wyjściowego", zanim przyszedł do nich manager i ogłosił, że muszą iść. Na podjeździe czekały już dwa czarne samochody z przyciemnianymi szybami, co trochę zdziwiło Jimina. Zwykle podróżowali jednym, większym autobusikiem.
Postanowił jednak zignorować ten szczegół i wszedł do pierwszego z brzegu, a tuż za nim Taehyung i Jungkook. Z przodu usiadł Yoongi, który od razu nałożył słuchawki i zasnął, zanim jeszcze zdążyli ruszyć.
Na planie spędzili cały dzień. Taehyung chodził za Jiminem krok w krok, więc ten nie miał nawet chwili spokoju, żeby napisać do Ariany. Z drugiej strony to może dobrze, jeśli też miała spotkanie to nie chciał jej przerywać.
Nie, wróć. Wręcz przeciwnie, chciał jej przerwać, najlepiej w najgorszym możliwym momencie, żeby się speszyła, możliwe, że narobiła sobie kłopotów, ale mimo wszystko - odpisała. Ale nie powinien. Nie chciał, żeby się na niego wkurzyła. Dwa spotkania to za krótka znajomość na takie wybryki, nawet jeśli wierzył w jej zapewnienia o jej bezgranicznym poczuciu humoru.
Po sesji musieli jeszcze zaczekać na transport, tak więc w drogę powrotną do domu ruszyli już po zmroku. W samochodzie znaleźli się w tym samym składzie. Yoongi i Jungkook od razu zasnęli, ale Taehyung dalej ukradkiem obserwował kolegę.
- Masz jakiś problem? - spytał w końcu Jimin i spojrzał w końcu na Taehyunga. Ten podniósł dumnie głowę i dalej go obserwował. - Wkurzasz mnie.
- Czym niby? Nic nie robię.
- No właśnie. Nie możesz powygłupiać się z Kookim czy coś? Daj mi spokój.
- Nic nie robię - powtórzył Tae.
- Boże, przecież wiem, że masz ból tyłka o to, że nie chcę ci powiedzieć, gdzie byłem.
- Więc może po prostu mi powiedz?
- Może po prostu nie?
- W czym problem? Nie ufasz mi?
- Wkurzasz mnie.
- I vice versa.
Jimin zacisnął usta i odwrócił wzrok. Taehyung zawsze był irytujący, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu (o ile takie istnieje). Teraz jednak przebijał samego siebie.
- Coś się stało? - spytał niespodziewanie rudowłosy, odwracając się gwałtownie do Tae. Wystarczyła ta jedna sekunda, zanim jego kolega odwrócił wzrok, żeby już znał odpowiedź na to pytanie.
- Poza tym, że właśnie wbiłeś nóż w serce swojego kochanego, wkurzającego przyjaciela? Nie, wszystko w porządku - warknął V i skrzyżował ręce.
- Nie chodzi o mnie, prawda? - nagle olśniło Jimina. - Od rana się gapisz. Co jest?
Tae zacisnął lekko usta, ale dalej utrzymywał kontakt wzrokowy. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, zanim Taehyung zmrużył oczy. Zupełnie jakby chciał się wwiercić w jego duszę, odkryć sekret Jimina zanim on odkryłby jego. Skądś znał ten wzrok.
- Przerażasz mnie - dodał po chwili szeptem Jimin. Brunet na moment zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał, a potem szybko odwrócił wzrok i spojrzał za okno.
Jimin odczekał kilka minut, a gdy Tae nadal nic nie powiedział, wyciągnął telefon.
Dobry przyjaciel pewnie w tym momencie próbowałby dowiedzieć się, o co może chodzić, co się stało i w ogóle. Jednak Jimin dobrze znał Taehyunga i wiedział, że nic z niego nie wyciągnie, póki on sam mu nie powie. Poza tym, myśli Jimina krążyły wokół innej osoby.
"Ja 19:48 Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło. Spotkamy się jutro? Na tym placu zabaw?"
Nie był pewien, czy potrafi tam znowu trafić, ale jeśli Ariana się zgodzi, znajdzie go. Chociażby miał przejść wszystkie szlaki w google maps.
Na szczęście odpowiedź przyszła całkiem szybko, nawet nie zdążył wrócić myślami do Taehyunga.
"Ariś 19:51 A będzie fajnie?"
"Ja 19:52 Ze mną zawsze jest fajnie!"
"Ariś 19:57 Tobie jest, bo sobie pomacasz chociaż."
Naprawdę starał się nie szczerzyć do ekranu, jednak nie było to łatwe. Zerknął na Tae, jednak on już zasnął na ramieniu Jungkooka. A przynajmniej udawał, że go nie obserwuje.
"Ja 19:59 A kto ci zabrania?"
"Ariś 19:59 To do jutra <3", zakończyła niespodziewanie tą krótką wymianę zdań. Jimin wysłał jeszcze kilka SMSów, próbując nawiązać jakoś rozmowę, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Wrócił do jej ostatniej wiadomości.
Poczuł jak jego policzki płoną. Szybko odwrócił głowę w stronę okna, przytulił twarz do swojego ramienia, zamknął oczy i uśmiechnął się od ucha do ucha, nie mogąc zapanować nad emocjami. Miał nadzieję, że reszta naprawdę śpi, nie chciał, żeby go widzieli w takim stanie. Wtedy nagle zrozumiał, czym są "feelsy" o których tyle słyszał. Cieszył się jak małe dziecko, chciał skakać, śpiewać, śmiać się, piszczeć, a najlepiej wszystko na raz.
A jedynie umówił się z obcą dziewczyną na wzajemne molestowanie.
Gdy ta myśl nawiedziła jego umysł, od razu zaczerwienił się jeszcze bardziej i zakrył się szczelniej kapturem.
Nigdy właściwie nawet za ręce się z nikim nie trzymał, a co dopiero, żeby coś więcej...
Chociaż dzisiaj już przekroczyłeś tą granicę, pomyślał, przypominając sobie chwilę, w której usiadł na Ari, gdy jego uda ją objęły i niewiele brakowało, żeby do czegoś doszło.
Ale nie doszło, zmarszczył brwi. Nie miało to zbyt wiele sensu dla niego. On jest atrakcyjny, ona też, dobrze się dogadywali, więc dlaczego wtedy to przerwała?
Pokręcił głową, odpędzając od siebie tą myśl. Chciała się znowu spotkać. Czyli nie uciekła specjalnie. Albo uciekła specjalnie, a to wszystko było jedną wielką grą, która i tak zakończy się happy endem. Albo się prześpią i już nigdy więcej się nie spotkają. Albo...
Zbyt wiele teorii. Im dłużej o czymś myślisz, tym więcej masz do myślenia. Płyń z prądem, nie przejmuj się tym, co będzie, myślał. Gdzieś już to słyszał. Może w co drugiej "nowoczesnej" piosence? W każdym razie, ten tekst był całkiem mądry.
Może już nigdy nie mieć takiej okazji. Ona nie wie, kim jest. Wcześniej myślał jedynie o tym, żeby się z nią zakolegować, poznać ją, zanim ona zdążyłaby poznać go. Jednak po dzisiejszym spotkaniu, a potem po sesji, gdy znowu czuł na sobie wzrok wszystkich, gdy mógł sobie wyobrazić kolejne scenariusze, do których nigdy miało nie dojść... Chciał czegoś więcej.
Jasne, gdyby poprosił na fanmeetingu, na pewno znalazłoby się wiele chętnych na "coś więcej". Ale on nie chciał, żeby to robiły, bo jest sławny, bo "to ten z BTS". Chciał, żeby to się stało samoistnie.
Teraz to było możliwe.
Przynajmniej dopóki nie odkryła jego tożsamości.
Ale mimo to, był gotów poczekać, rozwijać tą znajomość, zbliżać się do niej, dopóki Ari również nie uzna "ich" za możliwe. Nie chciał nic przyspieszać, nawet gdy pragnął, by już do czegoś doszło.
To próbował sobie wmówić przez resztę drogi. Chciał być "tym dobrym", chłopakiem, z którego dumny byłby nawet ojciec jego ukochanej.
Jednak gdy tylko postawił stopę na twardym betonie, a do jego płuc wdarła się nowa dawka tlenu, coś do niego dotarło.
Nie chciał już czekać. I tak siedział bezczynnie o te kilka lat za długo. Przez tą całą sprawę z "byciem idolem", nie miał kompletnie czasu na randki i dziewczyny. Nie żeby teraz miał. Jednak jak już się wyrywać z tej złotej klatki to lepiej iść na całość, co nie?
Chciał ją, tu i teraz.

2 maja 2016

[DIS] #7 "The most beautiful moments"

Szedł spokojnie brzegiem chodnika i zastanawiał się, co jej powiedzieć. Słońce już delikatnie muskało jego skórę (a przynajmniej to, co wystawało spod jego "kamuflażu") i było to na tyle przyjemne, że aż tak mu się nie śpieszyło, żeby już dojść do parku. Nie miało to zbyt wiele sensu, ale przed tym spotkaniem stresował się nawet bardziej niż przed występem. Ale równocześnie czuł wyjątkowe, prawdziwe podekscytowanie, prawdziwe, a nie to ożywienie przed wyjściem na scenę, które stało się jego rutyną, z którym nauczył się żyć.
Nie rozumiał, czemu po zaledwie jednym spotkaniu tak na niego działała.
Fascynacja tym, co nieznane?
Możliwe.
Albo doszedł do tego momentu, w którym występy stają się nudnym, monotonnym obowiązkiem. Potrzebował urozmaicenia. Odrobiny szaleństwa. Chciał wyrwać się ze złotej klatki, której do niedawna w ogóle nie widział. Przypomniała mu się rozmowa ze stylistką (od której właściwie wszystko się zaczęło, za co nagle zapragnął jej podziękować) i zrozumiał, że ją okłamał. Wszyscy artyści, w mniejszym lub większym stopniu, są trzymani na smyczy. Przez wytwórnie, harmonogramy, fanów... Własne marzenia. Nie chciał tak żyć. Nie jest zwierzątkiem na pokaz. Nie jest nikomu nic winien. Jest człowiekiem. Jest wolny.
Doszedł do zakrętu, za którym znajdował się park, gdy nagle ktoś złapał go mocno za rękę i zamaszystym ruchem pociągnął w drugą stronę. Jimin odwrócił się gwałtownie i bez chwili namysłu zaczął biec za malutką postacią w szarym kapturze, która nadal trzymała go kurczowo. Wbiegli w pierwszy lepszy zakręt, a potem następny i kolejny, tak że chłopak kompletnie stracił poczucie miejsca i czasu. Mijali bloki wymieszane z małymi, staromodnymi chatkami, biegli po trawie, po ulicy, przez murki... Wszystko zmieniało się tak szybko, że już nie był pewny, czy nadal byli w Seulu. Czy to źle, że w ogóle się tym nie przejął?
Gdy postać nagle zwolniła, Jimin przebiegł jeszcze kilka metrów, zanim również się zatrzymał. Dziewczyna oparła się o kolana i zaczęła głośno dyszeć, chwiejąc się w przód i w tył.
- Hej - wykrztusiła między oddechami, na co chłopak parsknął śmiechem.
- Co to było?
- Co co było? - spytała z uśmiechem na twarzy, prostując się. - Trzeba dbać o formę, co nie?
- Najpierw trzeba by ją mieć.
- Wypraszam sobie - wydyszała i podniosła palec, jakby chciała coś jeszcze dodać, ale szybko go opuściła. - Dobra, nieważne.
Opuściła głowę i zamknęła oczy. Była cała czerwona, ale nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, uśmiechała się szeroko i jakby specjalnie odgarniała włosy, żeby mógł ją zobaczyć.
Zupełnie inny człowiek, pomyślał, przypominając sobie chwilę, w której się poznali. Cieszył się, że udało mu się wywołać taką zmianę. Jednak po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy. W jego głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Nadal mu nie powiedziała, jak tam trafiła, kiedy ani przez kogo... Mimowolnie myślał o tym przed snem, a każda kolejna teoria była bardziej szalona od poprzedniej. W końcu doszedł do wniosku, że najlepiej będzie po prostu ją spytać. Jednak jak miał to zrobić, gdy ona unikała tego tematu jak ognia i zachowywała się, jakby nic się nie stało?
Nagle usłyszał huk, który wyrwał go z zamyślenia. Dziewczyna siedziała na ziemi, z głową opartą na kolanie.
- Ari? Ari, co jest? - Jimin podbiegł do niej szybko i przykucnął obok.
- Nic... Ja... - wydyszała, nadal na niego nie patrząc. - Pić, tylko pić...
- Jasne - wstał, zanim zdążyła dokończyć. Wziął ją na ręce i w półbiegu przeniósł na najbliższą ławkę.
- Zaraz wracam - mruknął, kładąc ją ostrożnie na ławce. Pobiegł do najbliższego spożywczaka, w drodze wyciągając z bluzy jakieś drobniaki. Ledwo mu starczyło na najmniejszą butelkę.
Zanotować, nosić ze sobą pieniądze, pomyślał, wychodząc ze sklepu. Dziewczyna akurat próbowała wstać.
- Stój, bo strzelam! - wrzasnął i wycelował w nią butelką. Ari podskoczyła przerażona, a potem spojrzała na niego z szeroko otwartymi ustami i parsknęła śmiechem.
- Żartowałem - stwierdził z pełną powagą, gdy już znalazł się tuż obok niej. - Będę tylko twoim pielęgniarzem. Siadaj - powiedział i popchnął ją lekko na ławkę. Odkręcił butelkę i podał ją dziewczynie. Ta najpierw spojrzała na nią niepewnie, ale po chwili namysłu zaczęła powoli pić i przestała dopiero, gdy w butelce została niecała połowa płynu.
- Dzięki - uśmiechnęła się do niego, podając mu butelkę. - Przepraszam za to.
- Za co niby? Nie przepraszaj, to przecież nie twoja wina, że zasłabłaś. Prawda? Nie stosujesz jakieś głodówki wodnej ani nic takiego?
- Nowy rodzaj diety?
- Wyjęłaś mi to z ust. Już lepiej?
- Tak, dzięki. Chyba nie powinnam tyle biegać jak na pierwszy raz.
- Pierwszy raz? I to niby twoje "dbanie o formę"?
- Lepiej późno niż wcale - powiedziała, spoglądając za siebie. Prosto na plac zabaw.
- Po to mnie tu sprowadziłaś? - spytał, podążając za jej wzrokiem.
- Właściwie... Nie do końca, ale skoro sam proponujesz... - odwróciła się do niego i uśmiechnęła się niewinnie. Wstała szybko, zanim zdążyłby coś powiedzieć, złapała go za rękę i pociągnęła w tamtą stronę.
- Ari, dopiero co...
- Boże, jakie te huśtawki małe, ledwo się do nich zmieszczę! - przerwała mu nagle, podbiegając do huśtawek i zostawiając go w tyle. - Ty może lepiej nie próbuj, grubasku.
- Ej, ja mam węższe biodra, mądralo! - podbiegł do niej i zajął miejsce obok. Dziewczyna nie odpowiedziała, więc spojrzał na nią po chwili i od razu spanikował.
- Znaczy... Ja nie o tym! Jesteś dziewczyną, to normalne!
- Taa, zwal wszystko na hormony - warknęła, odpychając się od ziemi.
- Ja przecie...
- Myślałam, że jesteś inny.
- Ale...
- Że potrafisz się przyznać do błędu... - mruknęła ze łzami w oczach.
- Co...?
- A ty...
- Ale to naprawdę wina hormonów przecież! - wykrzyczał, zanim zdążyłaby mu przerwać, zrywając się z huśtawki i stając przed nią. - Ari, przepraszam, ja, ja nie chciałem nic...
- Ci-i-i-... - syknęła, podnosząc palec do góry. - Za bardzo się wczułeś.
- Co? - zmarszczył brwi zdezorientowany.
- Zluzuj majty. Żartowałam.
Co?, powtórzył w myślach. W jednej chwili z jej oczu zniknęły łzy, a ona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Sorki, powinnam była chyba cię uprzedzić, że jestem zepsuta do szpiku kości - parsknęła śmiechem, jakby to, co powiedziała było dowcipem pierwszej klasy. - Mam taką zaletę, że możesz ze mną żartować ze wszystkiego. Dosłownie wszystkiego. Ale mam również wadę - ze mną możesz żartować ze wszystkiego. Nie lubię jak jest sztywno. Więc jeśli masz zamiar brać wszystko na...
Nie zdążyła dokończyć. Chłopak nagle do niej podszedł, bardzo blisko, zmuszając ją do zejścia z huśtawki i zrobienia kroku w tył, a potem bez ostrzeżenia złapał ją za żebra.
- serioooo.... - Ari próbowała jeszcze odskoczyć, jednak huśtawka zablokowała jej drogę ucieczki. Schyliła się, żeby przejść pod siedzeniem, jednak wtedy Jimin stanął jej na stopie, przez co z impetem wylądowała na ziemi, a chłopak tuż za nią, gdy tylko ominął huśtawkę.
- Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Rób - mówił, z każdym słowem zaciskając palce na jej żebrach. Ari próbowała go powstrzymać, wyrwać się z uścisku jego ud, jednak nie miała żadnych szans. Gdy skończył, położył ręce bezwiednie na jej brzuchu i spojrzał na nią z góry.
- Podoba ci się to? - spytała, wydymając wargi. - Molestowanie małych dziewczynek?
- Jesteś całkiem spora, jak na małą dziewczynkę - pochylił się nad nią i spojrzał wymownie w pewne strategiczne miejsce. Szkoda, że ma na sobie bluzę, przeszło mu przez myśl.
- A ty za ładny jak na pedofila - podniosła lekko głowę i dosłownie wychuchała mu w policzek. Spojrzała mu w oczy, a chwilę potem na usta i przygryzła wargę. Skłamałby, gdyby uznał, że go to nie kręci. W jego głowie już rozgrywały się kolejne sceny, jakby wyjęte prosto z prawdziwego amerykańskiego romansidła. Nawet nie zauważył, w którym momencie poluzował uścisk. Gdy ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, Ari nagle położyła się z powrotem i gwałtownie podniosła biodra, tym samym zrzucając go z siebie.
Wstała, otrzepała się i usiadła z powrotem na huśtawce.
- Ała? - mruknął Chim Chim, leżąc na boku pod drugą huśtawką. Ariana posłała mu całusa i zaczęła się śmiać.
Warto cierpieć, pomyślał, obserwując jej uśmiechniętą twarz.
Wtedy nagle jego telefon zawibrował. W tym samym momencie spojrzeli na kieszeń jego bluzy, a chwilę potem wymienili spojrzenia. Jimin usiadł powoli, nie odwracając od niej wzroku i wyciągnął urządzenie. Jedna nieodebrana wiadomość. Od Taehyunga.
- Nie krępuj się - uśmiechnęła się do niego, a potem odwróciła wzrok i zaczęła się delikatnie huśtać.
"9:13 Nie wiem, gdzie poleciałeś, ale mam nadzieję, że pamiętasz o sesji. Masz jakieś 10 min. zanim zorientują się, że ciebie nie ma."
Zanim skończył czytać, otrzymał kolejną wiadomość.
"9:13 Run, Forest, Run!"
Spojrzał na dziewczynę, jednak ona dalej udawała, że ją to nie interesuje i wpatrywała się gdzieś przed siebie. Nie chciał iść. Z nią czuł się naprawdę dobrze. Tak jakby sama jej obecność odpędzała cały ten stres i wszystkie złe emocje.
Jak narkotyk.
Najgorsze było to, że chciał więcej.
Jednak musiał wziąć się w garść. Nie mógł pozwolić jednej małej zachciance zmarnować kilku lat ich pracy.
- Emm... Ja... - zawahał się.
- Musisz iść - dokończyła za niego, nagle się zatrzymując. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła smutno.
- No... Tak. Przepra...
- Spoko. Ja też mam zaraz spotkanie.
Spotkanie?
- Ou... Okej. To się dobrze złożyło.
Chyba.
- To pa - kiwnęła do niego głową na pożegnanie, a potem zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Jimin jeszcze chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą była, zanim do niego dotarło, co się właśnie stało.
Nie, tak naprawdę to kompletnie nie miał pojęcia, czego przed chwilą był świadkiem.  Wszystko rozegrało się tak szybko, że nawet nie zauważył, w którym momencie znowu został sam.
Wstał, otrzepał się i pobiegł z powrotem do dormu, po drodze próbując nie analizować tej całej dziwnej sytuacji.
Bezskutecznie.

16 kwietnia 2016

[DIS] #6 "Sleeping beauty"

- Śpisz? - usłyszał nagle cichy głos tuż obok swojego ucha. Natychmiast otworzył oczy i odwrócił się w stronę, z której dochodził szept. Jeszcze nie do końca przytomny, chciał podnieść głowę, jednak wtedy przywalił nią w coś twardego i z impetem upadł z powrotem na poduszkę.
- Ała, uważaj! - syknął Taehyung, masując się po nosie. Przez chwilę jeszcze pochylał się nad przyjacielem, a potem z naburmuszoną miną położył się z powrotem. Jimin przekręcił się w łóżku i zmarszczył brwi.
- Co robisz w moim łóżku?
- Iskam ci włosy?
- Pytam serio.
- Ładnie pachną. Zmieniłeś szampon?
- Tae...
- Nie mogłeś spać, więc przyszedłem cię przytulić.
- O czym ty do mnie gadasz? Która w ogóle jest godzina?
Jimin podniósł się lekko, żeby spojrzeć na zegarek na szafce, jednak Taehyung podniósł się razem z nim, skutecznie zasłaniając widok.
- Jeśli chcesz mnie wkurzać z rana...
- Twój telefon non stop wibruje. Obudził mnie. Oczekuję przeprosin.
- Co?
Taehyung zaczął znowu coś mówić, jednak Chim Chim już go nie słuchał. Sięgnął dłonią na szafkę, jednak była trochę za daleko, więc położył się na przyjacielu i już bez problemu chwycił swój telefon.,
"11:37: Ji, gdzie jesteś?", przeczytał i od razu przeleciał palcem przez resztę wiadomości od Jina i reszty załogi. Jeszcze nigdy nie miał tylu powiadomień.
Uśmiechnął się mimowolnie. Może to trochę narcystyczne, ale podobało mu się, że tyle osób się o niego martwiło. Nawet jeśli martwili się tylko dlatego, że zarabiał na ich pensje.
- Kto to? - usłyszał nagle. Spojrzał na Taehyunga. Nawet nie zauważył, kiedy przestał mówić i zaczął go uważnie obserwować.
Sprytna bestia, pomyślał i szybko zszedł z Tae. Chwycił mocno telefon i już miał wstać, gdy nagle ktoś złapał go za nadgarstek.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
- Z telefonem?
Jimin przewrócił oczami i wyślizgnął się z uchwytu.
- Nie chcesz mi się odwdzięczyć?
- Za co niby? - Jimin już zrobił kilka kroków w stronę drzwi i odwrócił się do kolegi.
- Że ogrzewałem cię w nocy?
Rudowłosy prychnął, a potem otworzył powoli drzwi i wyszedł z pokoju.
- Ej, ja tu umieram z ciekawości! - usłyszał jeszcze, zanim zdążył zamknąć drzwi. Pokręcił rozbawiony głową i ruszył do łazienki. Gdy już się tam znalazł, usiadł na ramie wanny i od razu wszedł z powrotem w nieodebrane wiadomości i przeleciał palcem do najnowszych. Jego wzrok przykuł dziwny numer, którego nigdy wcześniej nie widział.
"01:12 Cześć. Ari", przeczytał i od razu uśmiechnął się jeszcze szerzej. Od samego początku wiedział, że nie będzie mogła oprzeć się jego urokowi. Dokładnie tak było.
A przynajmniej próbował nie myśleć znowu "co by było gdyby".
"01:18 Pamiętasz mnie?"
"01:37 To twój numer, ChCh?"
"02:01 Okej, uznam, że mnie nie ignorujesz."
Jak długo nie spała?, pomyślał, z niepokojem obserwując zmieniające się godziny. Czemu w ogóle pisała do niego o tej godzinie? Nie ma przypadkiem zasady trzech dni? Chociaż już zdążył się przekonać, że z nią powszechnie znane reguły po prostu nie działają.
Napisała do niego jeszcze kilka bezsensownych wiadomości w nocy, a potem pojawiły mu się SMSy sprzed kilku minut.
"07:21 ChCh."
"07:21 Śpiochu niedorobiony."
"07:22 Nudzę się."
"07:26 Spotkajmy się w parku o 8."
Całkiem szybko poszło, pomyślał. Przez chwilę zastanawiał się, czy jej odpisać, ale ostatecznie schował telefon do kieszeni. Teraz niech ona się zastanawia.
Szybko ogarnął się w łazience i wrócił do pokoju. Taehyung ciągle leżał na jego łóżku, teraz jednak miętosił jego poduszkę, a gdy wszedł - od razu skierował na niego wzrok.
- Gdzie idziesz? - odezwał się w końcu, gdy Jimin zaczął grzebać w szafie. Jak na niego całkiem długo wytrzymał bez gadania.
- Upierdliwy jesteś, wiesz?
- Zawsze do usług.
Jimin ściągnął szarą, rozciągniętą koszulkę przeznaczoną do snu i wyciągnął z szafy białą koszulkę z napisem "masterpiece". Już miał ją założyć, gdy nagle coś wyrwało mu ją z dłoni i rzuciło w kąt pokoju.
- Nie ignoruj mnie - syknął Tae i skrzyżował ręce. - Chcę wiedzieć, co się dzieje.
- Nie spinaj się tak - odpowiedział spokojnie Jimin, mijając kolegę. Bez pośpiechu (chociaż wiedział, że zostało mu niewiele czasu do spotkania) podniósł koszulkę i ją założył, a potem odwrócił się z powrotem do Taehyunga. Ten dalej go obserwował z poważną miną, jednak w jego wzroku coś się zmieniło.
Naprawdę się martwił.
- Nie gap się tak. Czuję się nieswojo.
- Masz się tak czuć. Za to, że mnie olewasz.
- Tae, nie olewam.
- Ja to tak odczuwam. Zabawa zabawą, ale myślałem, że możemy sobie o wszystkim mówić.
- Przestań. Taeś, naprawdę mnie wkurzasz. Czemu zawsze musisz wszystko zauważać?
- Siódmy zmysł.
- Byłoby łatwiej jakbyś był tak głupi na jakiego się tworzysz w mediach.
- To miała być obelga?
- Nie, no coś ty. Ciężko jest mieć dwie twarze, ale ty opanowałeś to do perfekcji. Nie do końca fair, ale podziwiam. Nie wiem czy ja... - przerwał nagle.
Przecież właśnie robię dokładnie to samo, pomyślał. Dwie twarze. Boska i lepsza. Idol i chłopak z ulicy. Nie chcę tego. Nie chcę nikogo okłamywać.
Ale nie zawsze masz wybór. A co jeśli Tae również tego wyboru nie miał?
Trzeba będzie wrócić do tej rozmowy, zanotował w myślach. Kiedyś.
- Nie martw się, nie narobię sobie kłopotów - uśmiechnął się i chwycił swoją ulubioną bluzę w drodze do wyjścia. - Obiecuję, że kiedyś ci to wyjaśnię, ale teraz naprawdę muszę iść.
Poklepał V po ramieniu, a potem, bez zbędnego przedłużania, wyszedł z domu.

11 kwietnia 2016

[DIS] #5 "Comeback"

Powolnym krokiem przemierzał ulice Seulu. Ścieżki - może lepiej tak je nazwać, bo były tak wąskie, że nawet samochód ledwo by się w nich zmieścił. Widział szczęśliwe pary spacerujące w blasku gwiazd, psy i koty rozkoszujące się spokojem nocy, biegaczy, rowerzystów, rolkarzy, nawet starsze panie, które zawzięcie uprawiały nordic walking. Każda spotkana osoba wywoływała głupkowaty uśmiech na jego twarzy. Żałował, że nie mógł innym podarować tego uśmiechu - musiał założyć maskę, okulary przeciwsłoneczne i kaptur, żeby nikt go nie rozpoznał.
Nigdy wcześniej nie miał okazji, by spokojnie spacerować po mieście, pozostając przy tym niezauważonym. Co było strasznie głupie. Nie rozumiał, czemu menadżer ciągle im zabraniał wychodzić na takie przechadzki - jak widać przy dobrych środkach ostrożności, nawet on potrafi nie wzbudzać sensacji.
Wiedział, że pewnie wszyscy go szukają, od rana jego telefon ciągle wibrował, ale wcale mu się nie śpieszyło do domu. W końcu czuł się wolny. Te wszystkie harmonogramy, spotkania, ćwiczenia, praca właściwie 24/7 i to od ich debiutu... Zupełnie zapomniał, jak jego życie wyglądało zanim został trainee, a ten jeden dzień wystarczył, żeby kompletnie zatracił się we wspomnieniach.
Jednak gdy już trafiał do szufladki "wspomnienia z Busan", do jego myśli nagle wdzierał się obraz tłumów ludzi, którzy na niego czekali, którzy na niego liczyli - fani, wytwórnia, reszta zespołu... Nawet jeśli mu się to podobało, nie mógł uciekać wiecznie. To byłoby bardzo samolubne.
Dlatego właśnie nagle się zatrzymał. Zamknął oczy i powoli wciągnął zimne, nocne powietrze. Ah, jak żałował, że wcześniej nie padało. Albo, że nie mieszkali gdzieś w środku parku czy innego trawnika. Kochał te zapachy, zupełnie inne od tych panujących w garderobie czy na scenie, i chciał się nimi nacieszyć, zanim powróci do rzeczywistości.
Ale nie mógł dalej tego przedłużać, już i tak o kilka godzin za długo z tym zwlekał. Chodził w kółko tymi samymi drogami, specjalnie unikając tej prowadzącej do dormu. Teraz czas być mężczyzną, pomyślał. Zanim zdążyłby się rozmyślić, otworzył oczy, szybko podszedł do drzwi budynku i gwałtownie je otworzył.
- Jimin! - usłyszał głos Taehyunga, który zerwał się ze schodów i szybko do niego podbiegł. - Nic ci nie jest! - ucieszył się i przytulił go na powitanie.
- Bo nic ci nie jest, co nie? - spytał stojący za nim Hobi, uważnie przypatrując się przybyszowi.
- Szczerze to sam już nie wiem - Jimin uśmiechnął się na ich widok i poklepał V po plecach, a potem się odsunął i ściągnął swój kamuflaż.
- Jakiś taki szczęśliwy jesteś. Brałeś coś?
- Wyobraźnia cię ponosi. Śliczny dzień. Noc. Wszystko śliczne! Chyba czegoś takiego potrzebowałem.
- "Czegoś takiego" czyli czego? Co robiłeś?
- Spacerowałem. W końcu poczułem się jak Jimin-ja, a nie jak Jimin, ten z BTS.
- To ty się tam relaksujesz, a chłopaki wydzwaniają, zamartwiają się, Jin hyung nawet sam chciał cię szukać, ale menadżer nie chciał, żeby on też się zgubił...
- A gdzie on jest? - przerwał mu Jimin i zaczął już wchodzić po schodach.
- W pokoju pewnie.
Zanim odpowiedzieli, chłopak zdążył już przejść spory kawałek i pewnie ich nie usłyszał, ale wiedział doskonale, gdzie szukać swojego przyjaciela. Zapukał cicho, a potem wszedł do jednego z pokoi. Suga, który leżał na najbliższym łóżku, podniósł lekko głowę i uśmiechnął się.
- Znalazła się zguba. Dobrze, że nic ci nie jest - powiedział i podniósł kciuk do góry, kiwając przy tym głową z aprobatą, a potem, jak gdyby nigdy nic, położył się z powrotem.
- Taa, też się cieszę. A gdzie Jin hyung?
- Jimin! - zawołał najstarszy i zeskoczył ze swojego łóżka, zanim Chim Chim zdążył skończyć myśl.
- Hyung, ja...
- Przepraszam - dokończył za niego Jin.
- Tak - uśmiechnął się Jimin i wyciągnął w jego stronę rękę na zgodę. - To było głupie.
- Bardzo głupie - zaśmiał się najstarszy. Zignorował jego dłoń i przytulił go niepewnie. Jimin, zaskoczony, dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
- Nie rób tak więcej, nawet nie wiesz jak się martwiłem, gdy tak nagle zniknąłeś.
- Nie kłóćmy się.
- Wyjąłeś mi to z ust.
Przez chwilę przytulali się w ciszy. Jednak nie było im dane pogodzić się w ciszy.
Nagle do pokoju wpadł Taehyung i zepchnął ich z drogi, a potem szybko przeskoczył łóżko Sugi i schował się za nim. Tuż za nim wleciał Hobi, trzymając w dłoni butelkę i wykrzykując coś niewyraźnie. Zrobił krok w stronę V, jednak wtedy oberwał skarpetą w twarz.
- Wynocha z mojego pokoju! - wrzasnął Suga i przewrócił się w łóżku. Chłopcy kompletnie go zignorowali i po chwili skakali po łóżku Jina, wykonując przy tym jakiś dziwny taniec.
Czyli to, co zwykle, wyszczerzył się Chim Chim i od razu dołączył do swoich kolegów.


Cisza nocna nastała szybciej niż by tego chcieli. Mieli jutro sesję, więc musieli iść spać wcześniej. Jimin akurat mył zęby, gdy do łazienki wszedł Taehyung.
- A tak serio... - zaczął i również nałożył trochę pasty na szczoteczkę. - To co robiłeś?
- A szy fo fażne?
- Ważne. Jak wróciłeś wyglądałeś... No inaczej. I jestem ciekawy, co się tam działo. Bo chyba mi nie powiesz, że przez tyle czasu tylko spacerowałeś?
- A co jeśli tak było? - spytał Jimin po chwili, gdy wypłukał usta. Tae obserwował go uważnie, trzymając szczoteczkę z pastą i opierając się o wannę.
- To kłamiesz. Widzę to w tej twojej uroczej buźce.
- Próbujesz mnie zbajerować?
- A działa?
- Nie - zakończył lakonicznie rozmowę Jimin i wyszedł z łazienki, zanim temat zdążyłby się rozwinąć.
Właściwie to nie wiedział, czemu nie chciał powiedzieć o wszystkim Taehyungowi. Przecież on nigdy by go nie wydał, wręcz przeciwnie, mógłby mu pomóc w rozwijaniu tej relacji. Jak prawdziwy przyjaciel. Ale może podświadomie czuł, że to wszystko jest bardziej skomplikowane niż wygląda?
Że ona jest bardziej skomplikowana, pomyślał, kładąc się na swoim łóżku. Chwycił swój telefon i spojrzał na ekran. Prawie dwudziesta trzecia. Żadnych wiadomości.
Zmarszczył brwi. Przecież nie mogła zgubić jego numeru. Może chciała grać niedostępną? Chciała, żeby się martwił? Albo po prostu go olała, podpowiedział mu wewnętrzny głos, jednak chłopak szybko zakleił mu usta.
Czemu miałaby go olać? Był miły, przystojny i gorący. I postawił jej czekoladę.
Jutro na pewno napisze.
Na pewno.
A nawet jeśli nie, nic się nie stało. Spędzili miło czas, ale to tylko jedna z wielu. Wystarczy, że znowu wyjdzie na ulice i znajdzie się wiele chętnych, którym mógłby postawić czekoladę. Dopiero dzisiaj dotarło do niego, że to takie proste.
Odłożył telefon na szafkę i ułożył się wygodnie w łóżku.
Jimin, tygrysie, do boju, uśmiechnął się sam do siebie.

30 marca 2016

[DIS] #4 "Call me beybe"

- Dzięki za czekoladę - uśmiechnęła się do niego szeroko i stanęła przy tej samej ławce, przy której się poznali. Od tego momentu minęło kilka godzin i teraz w parku było całkiem sporo osób, jednak na szczęście nikt nie poznał Jimina. A przynajmniej nikt do nich nie podszedł. Przy gorącej czekoladzie oboje się szybko rozluźnili i chłopak mógł lepiej poznać cudzoziemkę. Sam jednak czuł się podle, bo musiał ją wiele razy okłamywać, żeby nie dowiedziała się o zespole i jego prawdziwym życiu. Wiedział, że prawda w końcu wyjdzie na jaw, ale chciał wykorzystać jej słodką niewiedzę póki miał taką szansę.
- Dzięki za wspaniałe towarzystwo - zsunął maskę na podbródek, a potem ujął delikatnie jej dłoń i zbliżył do swoich ust, tak jak to robią w zagranicznych filmach, jednak zanim zdążyło do czegokolwiek dojść, Ariana szybko ją zabrała i schowała do kieszeni bluzy.
- Oj nie słodź już, bo próchnicy dostanę.
- Psujesz klimat.
- Jaki klimat? - Ariana parsknęła śmiechem, a potem oparła się o plecy ławki i spojrzała na dzieci bawiące się na placu zabaw kawałek dalej.
- Chciałabyś tam pójść i się zabawić? - spytał, podążając za jej wzrokiem.
- Ty chyba masz chcicę, co nie?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Miałem na myśli zjeżdżanie ze zjeżdżalni, huśtanie się i te sprawy, bezbożnico.
- Może innym razem - puściła do niego oczko, a potem ściągnęła plecak i położyła go przy ławce.
- To może odprowadzić cię...
- Nie. Dzięki, nie musisz.
- Nie zostawię cię tu tak po prostu. Gdzie ty w ogóle mieszkasz?
Wiedział, że przyjechała tu na praktyki taneczne, ale nie wspominała, gdzie nocuje. Nie śpieszyła się również, żeby wyjaśnić mu, co robiła w parku tak wcześnie. Ale nie martwił się. Rozmowa z nią trochę go ośmieliła. Widział, że w końcu mu powie, o ile będzie wystarczająco cierpliwy.
- Niedaleko.
- Gdzie?
- Z innymi praktykantami wynajęliśmy mieszkanie.
- To możemy się jeszcze przejść...
- Nie - przerwała mu. - Dzięki za wszystko, ale już sobie poradzę.
- Ari...
- Przestań się zachowywać jak mój ojciec. Czemu w ogóle ci na tym zależy?
Zamilkł. Nie miał pojęcia, co jej powiedzieć. Dla niego to było normalne, że chłopak opiekuje się dziewczyną, nieważne czy w ogóle się znają, czy lubią... Oddawanie bluzy, odprowadzanie do domu, regularne dzwonienie, by sprawdzić, czy wszystko okej... Nigdy nie miał okazji, by tego wszystkiego spróbować aż do tego dnia i nagle okazało się, że dziewczyny są zupełnie inne niż sobie wyobrażał.
Albo to ta dziewczyna jest inna niż wszystkie.
- Chciałabym jeszcze coś przemyśleć. Potem sama trafię do domu.
- O czym tak intensywnie myślisz?
Zawahała się. Nagle odwróciła się do niego i wbiła w niego wzrok. Jimin poczuł się trochę nieswojo. Nieczęsto ma tyle kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Nie, to nawet nie chodziło o to, że jest dziewczyną, ale jej wzrok był... Nietypowy. Gdy na niego patrzyła, czuł się jakby próbowała wwiercić się do jego duszy. Czy tak było ze wszystkimi dziewczynami? Jeśli tak, to już wiedział, czemu do tej pory ich unikał.
- O przyszłości - szepnęła w końcu i uśmiechnęła się nieśmiało, a potem znowu spojrzała na plac zabaw.
- To już raczej zadręczanie się.
- Lubię myśleć.
- To niezdrowe. Im dłużej o czymś myślisz, tym więcej masz do myślenia. Takie błędne koło.
- Dziękuję. Za wszystko.
Zmarszczył brwi. Trochę zbiła go z tropu nagłą zmianą tematu. Robiła to zbyt często.
- Masz telefon? - spytał i tym razem to ona wyglądała na zdezorientowaną.
- Nie przy sobie. A co?
- Chodzisz na miasto bez telefonu?
- A po co mi? Po co ci mój telefon?
- No ciekawe, czemu mogłem o to spytać. - przewrócił oczami, a potem zaczął grzebać w kieszeniach bluzy. Wyciągnął z nich różne pierdółki - jakieś zgniecione paragony, zużyte chusteczki, klucze...
- Napiszesz mi swój numer? - spytał, wyciągając z tego bałaganu długopis, a resztę chowając z powrotem.
- Musiałeś o to spytać?
- A co? Nie chcesz się już ze mną spotkać?
- Nie! Znaczy nie. Po prostu... No nie pamiętam swojego numeru, okej?
- Weź mnie tak nie strasz.
- A ty nie przynoś mi wstydu.
- Ja? - chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową. Po chwili szczerzenia się do niej, sięgnął po jej dłoń. Na początku odsunęła się od niego, ale po chwili zrozumiała, o co mu chodzi.
Chwycił delikatnie jej nadgarstek i podciągnął rękaw bluzy. Położył miękko końcówkę pisaka na jej ciepłej skórze, a potem płynnymi ruchami zapisał swój numer. Gdy skończył, oboje jeszcze przez chwilę wpatrywali się w to "dzieło", zanim dziewczyna się ocknęła i z powrotem naciągnęła rękaw.
- Zadzwoń jak tylko będziesz już w domu, okej?
- Jasne.
Nastał ten moment. Pierwsze pożegnanie. Jimin próbował przypomnieć sobie jakiekolwiek wskazówki na ten temat. Co wypada, a co nie? Jak to zrobić? Jak dać odpowiedni sygnał? Cokolwiek? Czy to naprawdę musiało być tak skomplikowane? Przeklął się w duszy, że nie interesował się tym wcześniej.
Spojrzał na nią i zawahał się przez chwilę. Ale tylko przez chwilę.
Zrobił krok do przodu i pochylił się nad nią śmiało. Pierwszy raz czuł się tak wielki i silny. Nie był pewny, czy to dobrze, ale w tej chwili mu to nie przeszkadzało. Położył dłonie po jej bokach, na ławce, tym samym zmniejszając między nimi dystans. A ona nawet nie drgnęła. Może właśnie to go ośmieliło?
Otworzył dyskretnie usta, planując kolejny ruch, ale zachłysnął się nagłym atakiem zimnego powietrza i niezdarnie odkaszlnął w bok. Ariana uśmiechnęła się delikatnie, ale nic nie powiedziała. Wyprostował się i spojrzał w dół, prosto na nią. Mimowolnie położył dłoń na jej talii, równocześnie delikatnie przykładając usta do jej różowego policzka. Dziewczyna drgnęła i położyła dłonie na jego piersi, jakby chciała go odsunąć, ale tego nie zrobiła.
- Do zobaczenia - szepnął, wydychając ciepłe powietrze prosto w jej twarz. Uśmiechnął się i zrobił mały krok do tyłu, ale wtedy poczuł jej dłoń na dolnej części pleców, jakby chciała go przy sobie zatrzymać. Nie mógł jednak ryzykować, to i tak cud, że do tej pory nikt go nie rozpoznał.
Chwycił tą dłoń i przez chwilę gładził ją kciukiem, a potem nagle się odwrócił i ruszył szybkim krokiem w kierunku domu. Nie odwrócił się już do niej. Teraz musiał zająć się pewną niecierpiącą zwłoki sprawą.
© Halucynowaa | WS | X X X