2 grudnia 2015

[One Shot] Rain

Mało tu coś fanfica, ale nie chciało mi się nowej postaci wymyślać, więc pożyczyłam sobie Koreańczyka - tak tylko jakby ktoś się nastawił na ff.

Było ciasno. Gęsto. Tłoczno. Całkiem, całkiem tłoczno. Ta garderoba na pewno była za mała na tyle osób.
- Nałóż kurtkę.
- Musimy poprawić fryzurę.
- Ej, oddaj, to moja pomarańcza!
- Gdzie mój drugi but?
Głosy przeplatały się ze sobą, tworząc kakofonię, zlepek niezrozumiałych słów, które były tylko coraz głośniejsze i głośniejsze. Czerwonowłosy stał spokojnie, jakby oddzielony niewidzialną barierą od chaosu za nim, przed lustrem, poprawiając krawat. Zbliżył się do tafli szkła i przyjrzał sobie dokładnie. Make-up? Jest. Usta? Zalotne. Fryzura? Idealna. A nawet jeśli nie to i tak dobrze, fankom tak czy siak się spodoba. Uśmiechnął się sam do siebie.
Nagle drzwi się otworzyły. Drgnął. Tak! Jego serce zabiło mocniej. Odwrócił się gwałtownie i czekał w napięciu...
- Wchodzimy za dziesięć minut - usłyszał głos menadżera i od razu spochmurniał. Spojrzał w swoje odbicie i w ostatniej chwili powstrzymał się od brutalnego zaatakowania niewinnego krzesła. Wrócił na sofę i sięgnął po swój telefon. Wszedł w wiadomości.
On: "Gdzie jesteś?"
Nadal nikt nie odpowiedział. To już pięć minut, zupełnie do niej niepodobne. Wyłączył urządzenie i zaczął przekładać je z ręki do ręki. Ta cisza go wykańczała psychicznie. Miał ochotę kopać, wrzeszczeć, niszczyć... Żałował swojego wyboru. Tak bardzo żałował.
- Chim Chim, coś taki zmarnowany? - Hobi rzucił się na kanapę obok niego i zaczął przeciągać jak kot. - Twój fan numer jeden cię olał? Pewnie śpi, ona zawsze śpi. Poza chwilami, gdy wkurza wszystkich wokół, chociaż wtedy też pewnie mentalnie śpi.
Jimin nie odpowiedział. Wiedział, że jego kolega tylko żartuje, ale to wcale nie poprawiło mu humoru.
- Nie śmieszne - mruknął w końcu, by przerwać "ciszę".
- Nie zamartwiaj się tak, jak skończymy to sobie z nią o odpisywaniu poważnie porozmawiasz. Bardzo poważnie. Najlepiej w łóżku.
Czerwonowłosy pchnął go z całej siły, tak że prawie spadł na ziemię.
- No co, taka prawda.
- Emm, nie? Kompletnie nie prawda.
- E tam, nie wypieraj się. Wszyscy wiedzą, co wy tam sobie kombinujecie po godzinach.
- Co? O czym ty mówisz?
- Co gorsza - kontynuował, kompletnie ignorując kolegę. - Wszyscy wam zazdroszczą.
Jimin chciał mu coś odpowiedzieć, ale nagle odezwał się jego telefon. Szybko wszedł w nowe wiadomości. Hobi pchnął go lekko w ramię, a potem wstał i dołączył do Taehyunga tańczącego do układu jakiegoś nowego girlsbandu.
Ona: "Wróć. Proszę."
Zerwał się z kanapy i szybko wyszedł z pomieszczenia, ignorując wszystkich wokół. Cóż, wszyscy też go zignorowali. Ruszył na koniec korytarza i stanął przy oknie. Wybrał z kontaktów jej numer, jednak nikt nie odpowiedział.
On: "Odbierz."
Odpowiedź przyszła dopiero po chwili.
Ona: "Nie mogę"
On: "Czemu?"
Ona: "Musisz przyjechać. Teraz."
On: "Jaka diagnoza?"
Ona: "Jimin, proszę. Chcę cię zobaczyć. Usłyszeć."
On: "Odpowiedz."
Musiał poczekać dłuższą chwilę, zupełnie jakby nie była pewna, czy powiedzieć mu prawdę. Przeklął się w myślach za to, że tak do niej pisze, że każe jej się czuć w ten sposób. Ale musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, jeśli chciał pomóc.
Ona: "Zespół Ushera"
On: "Tego piosenkarza? Żartujesz sobie teraz?"
Ona: "Nie."
Wpatrywał się chwilę w wiadomość, a potem gwałtownie uderzył pięścią w parapet i zwyzywał siebie w myślach od najgorszych. To przecież oczywiste, że nie żartowałaby w takiej sytuacji. Szybko wszedł w wyszukiwarkę i zaczął szukać informacji. Kilka minut później dostał kolejną wiadomość.
Ona: "Plaża. Gdzie się spotkaliśmy. Przyjdź szybko. Nie wytrzymam z moimi myślami."
Spojrzał za okno i zamarł.
On: "Wracaj do domu. Po coś wychodziła w taki deszcz?"
Nie odpowiedziała już. Przeklął kolejny raz. Wiedział, że musi tam jechać. Teraz. Z jednej strony wierzył, że nic jej nie będzie, ale z drugiej wolał nie sprawdzać, co się stanie, jeśli nie pojedzie. Spróbował jeszcze kilka razy do niej zadzwonić, ale gdy nikt nie odpowiadał, szybko ruszył z powrotem do garderoby.

***

Miliony. Nie, miliardy. Miliardy miliardów.
Liczyła je spokojnie, nie przejmując się zupełnie tym, co zrobiła. Uderzały o jej ciepłą skórę, tylko nasilając drżenie. Ścisnęła kolana mocniej.
Głucha, przytłaczająca cisza.
Podniosła wzrok. Szarawe chmury zasłoniły nocne niebo. Załkała żałośnie. Tak bardzo chciałaby je zobaczyć.
Nagle poczuła ciepły materiał zsuwający się jej na ramiona. Odwróciła się. Upadł na kolana przed nią i nerwowo odgarnął jej włosy z twarzy. Zaczął coś mamrotać, ale było to za ciche, żeby mogła usłyszeć. Uśmiechnęła się tylko spokojnie, jakby wszystko było w porządku.
Niedługo potem także przestał mówić i odwzajemnił uśmiech. Mimo deszczu widziała, że po jego policzkach płyną łzy. Wytarł je, jakby to miało w jakiś sposób pomóc, a potem rzucił się na nią i objął mocno. Wtuliła twarz w jego ramię, ciasno opięte przez skurczoną w deszczu białą koszulę.
- Jimin - szepnęła po chwili, odsuwając go od siebie. Spojrzał na nią z troską na twarzy.
Nie wytrzymała. Chciała być dzielną dziewczynką, ale najwyraźniej było to dla niej zbyt ciężkie. Pochyliła się w jego stronę i musnęła ustami jego wargi. Nic więcej nie musiała robić. W jednej chwili przyciągnął ją do siebie i zaczął łapczywie ją smakować, wręcz upajać się jej osobą. Jego dłonie wędrowały na oślep po jej całym ciele, jakby nie wiedział, co z nimi zrobić, a on sam zbliżał się do niej coraz bardziej, jakby chciał ją wchłonąć, połączyć się w jedność. To było tak intensywne, że aż na moment straciła oddech. Ale to nie miało znaczenia.
Z wielkim bólem odsunęła go po raz kolejny.
- Jimin - czuła jak jej głos zadrżał. - Kocham cię. Naprawdę. Zawsze. - wiedziała, że to zabrzmiało jak rozpaczliwa obietnica, ale nie mogła nic na to poradzić. Przerwała na chwilę, by poukładać, co chce powiedzieć. Spojrzał na nią z przerażeniem i zaczął coś mówić, ale ona to kompletnie zignorowała.
- Jesteś moim księciem na białym rumaku. Byłeś tam, gdy nie miałam nikogo. Jesteś teraz. Dziękuję. Za wszystko. Niestety nie każdy rycerz może uratować swoją księżniczkę. Czasami smok dopadnie ją wcześniej. Przez lata skutecznie palił za sobą mosty, zostawiając tylko chaos i zniszczenie. Nie byłam dzisiaj na badaniach. Wiedziałam od dawna. Po prostu... Nie chciałam, żebyś ty wiedział. Nie ty. Przez to wszystko... Przez to czuję się jak wrak. Nie...
Nagle złapał ją za policzki, zmuszając, by się zamknęła i na niego spojrzała. Zdesperowany otwierał usta, może krzyczał, prawie pluł jej w twarz przez emocje się w nim gotujące. Wyciągnęła rękę i odgarnęła mu włosy z oczu. Uśmiechnęła się smutno.
- Jimin. Ja nie słyszę - wyszeptała przez łzy. W jednej chwili zamilkł.
- Przytul mnie - poprosiła, a on bez wahania to zrobił. Objął ją ostrożnie, jakby była lalką z porcelany, krucha i delikatna. Może była. A przynajmniej tak się czuła.
Oparła się o niego, ale go nie objęła. Czuła ruchy jego klatki piersiowej, oddech, bicie serca, znacznie intensywniej niż zawsze. Chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak podjęła już decyzję.
- Jimin-ah - po raz kolejny rozkoszowała się tym słowem, nawet gdy nie przedzierało się przez wszechogarniającą ciszę. - Ja umrę.
Poczuła jak drgnął niespokojnie. Tym razem sam się od niej odsunął i spojrzał jej prosto w oczy. Poruszył ustami, powoli i dokładnie, z nadzieją, że zrozumie. Spuściła wzrok i niepewnie splotła z nim palce.
- Nie martw się. Jestem pewna. Wzięłam tabletki - zawahała się i zmusiła się do ostatniego spojrzenia na niego. Przerażony chłopak wyciągnął telefon i spróbował wystukać w tym deszczu jakiś numer, ale ona wiedziała, że już jest za późno. - Nie mogłabym żyć z myślą, że nigdy więcej nie mogłabym usłyszeć twojego głosu. Potem byłoby gorzej. Straciłabym wzrok. Byłabym kaleką. Uzależniona od innych, całkowicie niesamodzielna. Nie chcę tego. Wolę to skończyć. Teraz. Na moich własnych zasadach.
Ale on już jej nie słuchał. Podniósł ją gwałtownie i zaczął biec, zapadając się przy każdym kroku, ledwo widząc cokolwiek przez deszcz. Chwyciła jego szyję i położyła głowę bezwładnie na jego piersi. Podskakiwała przy każdym jego ruchu, ale nie przeszkadzało jej to. Ta bliskość ją uspokajała.
Jej oddech był coraz płytszy. Resztkami sił otworzyła oczy. Rozmazane kształty. Światła, ludzie, budynki, ulice... Zbyt chaotyczne.
Jeden. Dwa. Trzy.
Miliardy. A może i biliony.
Proszę, powstrzymaj mnie, przeszło jej przez myśl, ale szybko odpędziła ten głupi pomysł.
Już bilion i siedem milionów. Spływały po niej, po jej bladej skórze, obmywając ze wszystkich ran i bruzd.
Pójdziesz dzisiaj... Nagrywamy Dope w... Przyjadę do... Od razu... Tylko... Jesteś pewien?
- Czy jestem pewien, że cię kocham? Tak. Oczywiście. pełnym sercem i ciałem - uśmiechnął się wtedy zalotnie, a potem pocałował ją delikatnie w czoło. - Kocham cię. Do końca. Obiecuję.
Ostatnie słowa, jakie usłyszała. Jedyne, które chciała usłyszeć.
Uśmiechnęła się po raz ostatni.
Zimne, szkliste krople spłynęły po jej policzku. Skutecznie zgasiły jej wewnętrzny ogień. Jej smoka.
Odnalazła spokój. W deszczu.




22 sierpnia 2015

[Oneshot] "To tyle"

Szła. Jak zwykle, z plecakiem na ramieniu, ze słuchawkami w uszach. Po krawężniku, jak dziecko. Wiedziała jednak, że już nigdy nie sprawi jej to radości.
Zgaszona zeskoczyła na chodnik.
Szła przed siebie, tak po prostu ignorując ludzi, o których się ocierała. Bez tego miłego uczucia, że ktoś tam na nią czeka.
Złamał ją.
Okłamał.
Zastąpił.
Weszła powoli do klasy i ruszyła w stronę swojej ławki. Usiadła i wyciągnęła długopis. Nie, żeby, broń boże, miała zamiar coś pisać. Bawiła się, powoli kręcąc nim w palcach, oglądając uważnie z każdej strony. Znudzona oparła brodę na dłoni i kontynuowała, ciągle mając w polu widzenia wejście do klasy.
Wtedy nagle ktoś przekroczył próg. Podniosła wzrok.
Na początku blondyn kompletnie ją olał. Właściwie zignorował wszystko wokół, skupiając całą swoją uwagę na czerwonowłosej, która mu towarzyszyła. Po chwili spojrzał w jej stronę. Uśmiechnął się i podniósł rękę.
Odwróciła wzrok, udając, że zabawa długopisem jest strasznie interesująca. Kątem oka dalej ich obserwowała.
Usiedli razem w jednej z pierwszych ławek. Daleko od niej.
Zacisnęła zęby.
Egoistka.
Oparła głowę na drugiej dłoni i spojrzała za okno. Gałęzie spokojnie kołysały się w rytm wiejącego wiatru. Te to miały łatwo. Całe dnie się wylegiwały, przyczepione do konara, który dbał o nie. Niczym nie musiały się martwić. No chyba, że ktoś "przypadkiem" jebnął w nie nogą... Teraz czuła się właśnie jak taka złamana gałąź.
To całe filozofowanie na temat drzew tak ją pochłonęło, że nie zauważyła, że już minęła lekcja. Wszyscy zdążyli opuścić klasę. Zrobiła więc to samo. Gdy szła nieprzytomnie przed siebie, nagle ktoś złapał ją za nadgarstek, a potem wyrwał jej słuchawki. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła tego, którego najmniej chciałaby teraz widzieć.
- Co się z tobą dzieje? - spytał wściekły blondyn.
- Oddaj słuchawki - odpowiedziała, ignorując jego pytanie.
- Nie. O co ci chodzi?
Dziewczyna sięgnęła po słuchawki, jednak schował je szybko za plecami. Wtedy coś zobaczyła. Są sami. Zaczęła się kolejna lekcja.
- Spóźnimy się przez ciebie.
- Serio?
Wzruszyła tylko ramionami.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Możesz mi przecież powiedzieć, co się stało. Co tym razem zjebałem? Zapomniałem o czymś? Czy o co chodzi? Cholera, spójrz chociaż na mnie! - wrzasnął na nią, tak że aż podskoczyła. - Przepraszam. Przepraszam - zakrył twarz dłonią i odetchnął głęboko. - Po prostu... Nagle stałaś się markotna. Zawsze uśmiechałaś się na mój widok... W ogóle się uśmiechałaś. A teraz?
Oblizała niepewnie wargi, a potem spojrzała na niego szklistymi oczkami. Chyba zaskoczył go ten widok, bo otworzył lekko usta.
- Wiesz... - zaczęła i od razu odwróciła wzrok. Poczuła, że chłopak się zbliża i próbuje ją objąć, jednak go odepchnęła. Spojrzał na nią jeszcze bardziej zdezorientowany.
- Zrozumiałam... Zrozumiałam, że lubię cię za bardzo. I... Że to zbyt wiele dla mnie. Widzieć cię z Martyną. Ale... - szybko zaczęła zdanie, widząc, że chłopak rusza ustami, jakby chciał coś powiedzieć. - Lubię ją. Rozumiem, czemu ty też ją lubisz. Jest okej. Znaczy... Nie, nie jest. Na razie. Nie oczekuj, że od razu wszystko będzie w porządku. Daj mi po prostu trochę czasu. I znowu będziemy mogli być przyjaciółmi - uśmiechnęła się do niego przez łzy. Tak bardzo chciałaby wierzyć w to, co powiedziała. Ale jednocześnie wiedziała, że te kilka skleconych na szybko zdań, zmieniło ich relacje na zawsze.
- To... To tyle?
Zmarszczyła brwi. "To tyle"? Co to miało znaczyć?
- Co?
- Tylko o to ci chodziło?
"Tylko"?
- Aż o to. Naprawdę aż tak bardzo ci na mnie nie zależy, że to wszystko wyleciało ci drugim uchem?
- Nie. Po prostu myślałem, że naprawdę coś zjebałem. A ty tylko...
- Ja tylko? - zaczęła kręcić głową z niedowierzaniem. - Naprawdę nie rozumiesz powagi sytuacji?
- Robisz z tego koniec świata...
- Dla mnie to jest mój mały koniec świata! Byliśmy przyjaciółmi, a teraz...
- Byliśmy? Co, myślisz, że tak w ciągu sekundy zniszczysz relację budowaną przez lata?
Zmarszczyła brwi.
- Nie jestem z Martyną. Przyjaźnimy się tylko.
- Cóż, najwyraźniej jest lepszą przyjaciółką, skoro wolisz spędzać z nią czas.
- Nie wygłupiaj się. Jasne, byłem nią trochę zafascynowany, bo była nowa. Ale nieważne przed jakim wyborem by mnie postawili, zawsze padłoby na ciebie. Braciszku.
Uśmiechnął się do niej szeroko. Wyciągnął rękę i schował za jej uchem kilka kosmyków, które zasłaniały jej twarz.
- Twoje słuchawki. Chcesz iść na lody?
Dalej wpatrywała się w niego nieobecna. Schował jej słuchawki do kieszeni, a potem złapał ją za rękę. Spojrzała w dół, a potem znowu na niego. Nagle pocałował ją delikatnie w policzek.
- Już nigdy więcej mnie tak nie strasz, okej? - uśmiechnął się. Kiwnęła nieśmiało głową, dalej próbując ogarnąć tą sytuację. Ale było już za późno. Stało się. Nie zostało jej nic innego jak płynąć z prądem.

27 czerwca 2015

Because you're here, everything is just right.

Małe zawiniątko na łóżku poruszyło się niespokojnie.
Powoli, resztką sił (a raczej z pomocą siły rozpędu) podciągnęła się do siadu.
Nikt...
Nikogo.
Nigdzie.
Sama.
Podniosła ramiona, tak że kołdra zakrywała jej teraz pół twarzy, a potem z impetem rzuciła się z powrotem na łóżko.
Już zamknęła oczy i chciała znowu odpłynąć, gdy nagle coś zaczęło wibrować. Gwałtownie otworzyła oczy i sturlała się z łóżka. Na podłodze już odwinęła się z kołdry (a może kilku?) i podczołgała się pod zieloną ścianę. Właściwie teraz bardziej nazwałabym ją "artystyczną ścianą" - zielona farba zaczęła schodzić, ustępując miejsca białej, po tym jak dziewczyna zaczęła "odkładać" pod nią przedmioty - najpierw pluszaki, potem książki, różne bibeloty, a na końcu także telefon. Wszystko leżało w pięknej "kupce", tak jak wszystko wcześniej "położyła".
Szybko zaczęła przetrząsać tą górkę wszystkiego, aż w końcu znalazła komórkę. Podniosła ją i bez wahania odebrała.
- Halo? - prawie wrzasnęła do słuchawki. Głos odezwał się dopiero po chwili.
- Już po.
Odetchnęła z ulgą. Nie płakał. Nie mogło być tak źle, skoro głos mu nie drżał (aż tak) ani nie słyszała łkania.
Mimo wszystko nie była w stanie nic wykrztusić. Ta cisza była tak jasnym sygnałem, że nawet ten nieogarnięty chłopak zrozumiał.
- Nie wiem... Powiedzieli, że "lekarze są dobrej myśli"... Ale czy oni mogą być złej myśli? Znaczy na pewno nie mogą nam tego powiedzieć... Przecież to... - przerwał. Chyba zorientował się jak tragicznie to brzmiało.
Nie pocieszał.
- Racja - wydukała tylko nieprzytomnie. Usiadła pod ścianą i zwinęła się w kłębek.
- Mogę do was przyjechać? - spytała po chwili ciszy.
- Nie - odpowiedział szybko. Nerwowo. Skrótem - niezbyt przekonująco. Tym bardziej, że miała (prawie) prawo jazdy i znała drogę.
- Cze...
- Ty chyba sobie żartujesz - przerwał jej. - Po tej całej akcji będę mieć traumę na wszystko, co jeździ do końca życia. Nie martw się, jutro przyjadę, dzisiaj już jest za ciemno, ale obiecuję, że jutro będę. Zajmij się w tym czasie Misiem - zmienił sprawnie temat. - Karmiłaś go dzisiaj?
- Y-ym - mruknęła.
- To na co czekasz? Jutro sprawdzę, czy się nim dobrze zajęłaś. Jak nie to z moją gangstą wbiję na chatę, to nie są żarty.
Parsknęła smutno śmiechem. Doceniała to, że był z nią. Prawie.
- Dobra, muszę kończyć, idę coś zjeść w szpitalnym bufecie. Mam nadzieję, że mnie wpuszczą. Umie... Jestem strasznie głodny - szybko się poprawił.
- Pa. Kocham cię - mruknęła.
- Też cię kocham. Nie rób głupstw.
I rozłączył się.
Odetchnęła ciężko.
"Dobra. Misio. Misio. Misio...", powtarzała w myślach jak mantrę, która miała dodać jej sił. Powoli wstała i zrobiła krok w stronę drzwi. Zachwiała się i oparła ręką o ścianę. Zmarszczyła brwi i chwyciła się za głowę, która nagle zaczęła pulsować. Przeklęła pod nosem.
"Misio, Misio... Skup się, Misio..."
Chwiejnym krokiem opuściła pokój i skierowała się na przeciwną stronę holu. Było strasznie ciemno, jednak dziewczyna nie potrzebowała światła, świetnie znała ten dom.
Chwyciła klamkę i się zawahała.
Zamknęła oczy i pociągnęła. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Stała na przeciwko ciemnego pokoju z zamkniętymi oczami przez dłuższą chwilę. Może to były minuty, może godziny. Raczej nikt nie liczył.
Nie mogła stać tak wiecznie. W końcu zdecydowała się na szybki i skomplikowany ruch.
Przygryzła wargę.
Zrobiła krok do przodu, lewą ręką włączyła światło, a prawą chwyciła jakiś pojemnik. Zrobiła drugi krok i skręciła w prawo. Kolejny krok i otworzyła oczy. Znowu odwróciła się w prawo, w stronę ściany. A raczej w stronę akwarium leżącego na komodzie. Pływał w nim piękny, czerwono-niebieski bojownik syjamski, zwany też wspaniałym. Rzeczywiście, jak na rybę był całkiem wspaniały.
Niepewnie, dalej gryząc wargę, otworzyła pojemniczek. Ręką tak jej się trzęsła, że w duchu dziękowała temu, kto zużył połowę opakowania. Szybkim ruchem wysypała trochę do wody.
Ryba od razu rzuciła się na brązowe płatki, połykając je w całości.
Dziewczyna obserwowała to z pokerową twarzą. Nie stać ją było na uśmiech, mimo że to było całkiem... Ładne?
Kucnęła, tak że była na  wysokości ryby.
- Hej, Misiu... - mruknęła i zbliżyła się do szyby. Bojownik zupełnie ją zignorował, dalej rozkoszując się smakiem... Tego czegoś.
Zamknęła oczy i oparła głowę o akwarium.
- Lubię cię. Ty nie jeździsz samochodem. Nic ci się tu nie może stać - mówiła, zupełnie ignorując łzy płynące po jej policzkach. - Może też powinniśmy żyć w akwariach? Wtedy... Nic by... Nic się...
Nie dała rady. Nagle wybuchła płaczem tak wielkim, że nawet ryba się wystraszyła i uciekła w kąt. Zakryła twarz dłońmi. Wszystkie siły już ją opuściły, więc po prostu "położyła się" bezwiednie na podłodze.
Leżała tak, długo, długo, aż ostatnia łza upadła na ziemię i nie miała już czym płakać. Sama nie była pewna, czy dalej żyje - jej oddech był tak płytki, jakby go w ogóle nie było.
"I won't let you say goodbye, I'll be your reason why."
Otworzyła gwałtownie oczy.
Słońce przedzierało się leniwie przez zasłony. Powoli wstała i się rozejrzała.
Zasnęła?
Pokój był w takim stanie, jak go zostawiła. Znaczy jak go... Ona zostawiła. Zacisnęła zęby i podeszła do okna.
Samochody powoli opuszczały podjazdy, a ludzie spacerowali chodnikiem w tylko im znanym kierunku. No tak, sobota, wszyscy pracują. Westchnęła i przyłożyła głowę do zimnej szyby.
Nagle poczuła czyjeś dłonie na talii.
Ktoś złapał ją w pasie, gwałtownie podniósł i obrócił się kilka razy, wrzeszcząc coś przy tym.
- Ej, ej, stop! - krzyknęła i uderzyła w ręce, które ją obejmowały. Chłopak w jednej chwili ją puścił i odwrócił do siebie, a potem złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Chwycił ją mocno i przyciągnął do siebie.
- Obudziła się - wysapał i spojrzał jej głęboko w oczy.
Przez chwilę wpatrywała się w niego w ciszy, chyba w oczekiwaniu na durne "żartowałem". Nie mógł żartować, to było zbyt poważne. Chociaż właściwie ten idiota był zdolny do wszystkiego...
Ale w jednej chwili wszystkie głupie wątpliwości zniknęły. Uśmiechnął się do niej szeroko, a ona odpowiedziała mu tym samym. Pisnęła ze szczęścia i przytuliła się do niego.
- Trzęsiesz się - stwierdził zaniepokojony po chwili.
- To ze szczęścia. Kocham cię - mruknęła drżącym głosem i objęła go jeszcze mocniej. Chłopak parsknął śmiechem.
- Czyli wszystko dobrze?
- Tak. Jesteś tu, więc już jest dobrze.



Ta... Nie wiem, co to konkretnie jest, ale chyba aż tak złe nie jest xD
Pisane zupełnie na spontanie, więc nie ma pewnie zbyt wiele sensu... Ale nie musi mieć ;p
Tak więc zapisałam się do Kreatywnego Spojrzenia, a to pierwsze "wyzwanie" stamtąd. Oczywiście zapraszam do udziału - nie wiem, czy to długo pociągnie bez ludzi ;P

23 kwietnia 2015

[FF] Sorry, I'm An Idol

Taki tam mój pierwszy opublikowany ff, specjalnie dla was, na relaksik po egzaminie. A dla tych, co nie pisali - na weekend ;P
EDIT: OMG, ale się niechcący świetnie z Bangtanami zgrałam *o*
Godz. 14 - mój ff. Godz. 18 tego samego dnia - nowy teaser *o*
[KLIK]


Dziewczyna w asymetrycznej, jasnoróżowej sukience z czarnym paskiem opinającym ją w talii stanęła przed dosyć niepozornym, zaledwie kilkupiętrowym, ale wyglądającym w miarę nowocześnie budynkiem. Falowane włosy w czekoladowym kolorze delikatnie opadały na jej ramiona. Na szyi miała niewielki, złoty łańcuszek z zawieszką w postaci trzech, małych malinek. Odgarnęła z twarzy kilka niesfornych kosmyków i spojrzała jeszcze raz w stronę wejścia. To był ten dzień.
Podeszła kawałek bliżej i gwałtownie się zatrzymała. Drzwi były znowu oblegane przez kilkadziesiąt, jak nie więcej, młodych dziewczyn (i, ku zdziwieniu Marceliny, kilku chłopaków). Z małej, czarnej torebki ze złotymi ozdobnikami wyciągnęła telefon i znowu spojrzała na wejście. Nie, da sobie radę. Westchnęła ciężko, schowała urządzenie i spróbowała przedostać się bokiem. Udało jej się znaczą część dziewczyn ominąć, jednak przed nią był jeszcze rząd czy dwa tych najbardziej napalonych.
- Przepraszam - szepnęła cicho i spróbowała przejść między nimi, jednak te, jakby na złość jeszcze bardziej się ścisnęły.
- Możecie się posunąć? Chcę przejść - warknęła już nieco głośniej. Jedna z dziewczyn odwróciła się do niej gwałtownie i pchnęła ją na ścianę.
- Odbiło ci?! - wrzasnęła Marcelina.
- Wal się, dziwaczko. Żadna tam obcokrajowa nie będzie mi się wpychać do przodu, zapomnij.
Dziewczyna już chciała odpyskować, jednak wtedy drzwi się otworzyły i w wejściu pojawił się starszy mężczyzna. Fanki zaczęły piszczeć, bo z tyłu było widać kilko młodzieńców wygłupiających się w holu. Jeden z nich im pomachał, na co wszystkie równocześnie westchnęły, a potem stały się jeszcze głośniejsze.
- Odsuńcie się! - wrzasnął mężczyzna, próbując przekrzyczeć całe zgromadzenie.
- No już, bo wezwę ochronę!
Po chwili dziewczyny niechętnie cofnęły się o kilka kroków. Marcelina znowu spróbowała przejść między nimi, jednak ta sama fanka znowu ją popchnęła.
- Sihyuknim! - krzyknęła, by zwrócić na siebie uwagę. Mężczyzna spojrzał w jej stronę i przez chwilę świdrował ją wzrokiem. Marcelina spojrzała na niego błagalnie. Wiedziała, że za nią nie przepadał.
W końcu ciężko westchnął i ruszył w jej stronę. Gestem pokazał, by fanki się odsunęły, co też zrobiły. Wyciągnął dłoń w stronę Marceliny i pomógł jej wyjść z tłumu. Kątem oka zobaczyła, że dziewczyna, która ją popchnęła, zaczęła się czerwienić ze złości. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Ostatni raz - szepnął jej do ucha, gdy znaleźli się już przy drzwiach. Mężczyzna je zamknął i znaleźli się w przestronnym holu. Marcelina odwróciła się, by spytać się o coś Sihyuka, jednak ten już poszedł w swoją stronę. Westchnęła i podeszła do chłopaków stojących na drugim końcu pomieszczenia.
- Hej, Kookie - przytuliła znajomego na przywitanie. Uśmiechnął się nieśmiało i przeczesał ręką kruczoczarne włosy. Tae rozłożył ręce i zrobił minkę smutnego pieska. Marcelina wyciągnęła dłoń w jego stronę i po chwili już przytulali się w trójkę. Jednak czar prysł, gdy Hope gwałtownie odsunął chłopaków, złapał dziewczynę w pasie i zaczął się z nią obracać.
- Ah, jak ja cię dawno nie widziałem, misiaku jeden!
Było naprawdę miło. Jednak wiedziała, po co tu przyszła i nie mogła dłużej zwlekać. Poprosiła, by Hobi ją postawił, co po chwili uczynił.
- Gdzie Minnie? - spytała niepewnie. Gdzieś w głębi duszy chciała usłyszeć, że "wyszedł", "nie ma go", cokolwiek. Jednak los najwyraźniej chciał jakiejś sensacji, tu i teraz.
- U góry, nadal ćwiczył jak wychodziliśmy.
- Dzięki - lekko kiwnęła głową i odwróciła się na pięcie. Wchodząc po schodach, stukając czarnymi pantoflami o marmurową powierzchnię, nerwowo przygryzała wargi.
W końcu była na miejscu. Stanęła przed wejściem do ich sali treningowej. Usłyszała w pokoju obok męski głos, śpiewający piosenkę, którą skądś kojarzyła, ale nie wiedziała dokładnie skąd.
"We were always together, hand in hand..."*
Cicho otworzyła drzwi i zobaczyła chłopaka niewiele od niej wyższego, stojącego do niej tyłem. Zwrócony był w stronę lustra, jednak miał zamknięte oczy i jej nie zobaczył. Zamarł w tej pozycji przez chwilę, zanim głos na nagraniu znowu nie zaczął śpiewać, a chłopak wraz z nim. Marcelina zamknęła drzwi, oparła się o nie i usiadła. Postanowiła poczekać aż skończy.
Pomieszczenie wypełnił głos Jimina, czysty i wysoki. Tak powinno się śpiewać wysokie noty i menadżer o tym wiedział, a jednak nadal nie potrafił (albo nie chciał) wykorzystać jego potencjału. Po tym do końca grała tylko linia melodyczna. Chłopak zakrył twarz dłońmi, nadal nieświadomy obecności Marceliny. Ta objęła nogi rękoma, położyła na nich głowę i wsłuchała się w powolne już dźwięki pianina.
W końcu i one ucichły, a atmosfera stała się jeszcze cięższa. Chłopak dalej zakrywał twarz, nawet się nie poruszył. Marcelina obserwowała go ze łzami w oczach. To boli, gdy widzisz kogoś tak optymistycznego i wesołego na co dzień w takiej sytuacji.
Po jakimś czasie cisza stała się tak nieznośna, że dziewczyna już chciała wstać i do niego podejść, ale akurat powoli podniósł wzrok. Na początku patrzył tylko na swoją lekko czerwoną twarz i podpuchnięte oczy. Dopiero po chwili zauważył dziewczynę.  Gwałtownie wytarł łzy i odwrócił się do niej.
Wpatrywali się w siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Tak jak tego dnia, gdy się spotkali. Marcelina go nie znała, nie oglądała koreańskiej telewizji ani nie czytała koreańskich magazynów i bardzo możliwe, że to tym go zauroczyła. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to że...
Zakochała się w tym małym, nic nieznaczącym, wesołym i otwartym chłopcu. Nie w idolu, którego tak wielbiły media i fani.
- Nie odbierasz telefonów - szepnęła, nadal zakrywając połowę twarzy kolanami.
- Wiem - stwierdził drżącym głosem. Marcelina uparcie wpatrywała się w jego stopy. Nie chciała patrzeć mu w oczy, wiedziała, że gdyby tylko spróbowała, od razu zmiękłoby jej serce.
- Super, że wiesz - powiedziała oschle. - Powinieneś też wiedzieć, że z nami koniec w takim razie.
Drżała. Miała wrażenie, że te słowa zburzyły wszystko, co zawzięcie budowała odkąd tylko weszła do autobusu zmierzającego w stronę budynku Big Hit Entertainment. Poczuła łzy na policzku. Szybko je wytarła i wstała, nadal nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem. Nie zareagował.
Nie chciał jej zatrzymywać? To nawet dobrze. Pewnie wiedział, jakby wyglądał ich dalszy związek. "Ja w telewizji, ty przed telewizorem - oto jak wyglądają nasze randki"**, przypomniała sobie tekst pewnej piosenki.
Już chciała otworzyć drzwi, gdy Jimin złapał ją za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Poczuła coś w rodzaju ulgi. Chciała, by na nią krzyczał, by błagał, żeby płakał na jej oczach - cokolwiek, żeby tylko pokazał, że mu zależało.
Spojrzała na niego (ale nie w te niesamowicie hipnotyzujące oczy) gotowa na wszystko, co ma zamiar powiedzieć.
A on zamiast tego zrobił krok w jej stronę, tak że musiała oprzeć się o ścianę, przycisnął umięśnioną klatę do jej talii, zbliżył usta do jej ust i zastygł w tej pozycji. Czuła jego gorący oddech, ciepło jakim ją obdarzał każdym najmniejszym skrawkiem ciała. Ich serca niespodziewanie zaczęły wybijać ten sam, niesamowicie szybki rytm.
- Spójrz na mnie, proszę - wyszeptał, obdarzając jej nozdrza oddechem o zapachu malin.
Niepewnie skierowała spojrzenie w górę, prosto w jego oczy. Niesamowicie pociągające, czarne oczy, te które ją uwiodły tamtego dnia. Te, którym nigdy nie mogła się oprzeć, które wiecznie tryskały optymizmem, które ją uspokajały i tak często doprowadzały do szaleństwa. Te, które teraz przyglądały się jej z pożądaniem.
- Przepraszam.
- Za co? - wyrwało jej się. Szlag. To przez to spojrzenie, zdążyła już zapomnieć, co się przed chwilą stało.
- Za to, że jestem idolem.
Zamarła. Wiedział, że nie była zła o te durne nieodebrane połączenia. Jedyne, co od zawsze jej przeszkadzało i co ją zdenerwowało tym razem to fakt, że był sławny. To głupie, powinna być szczęśliwa, że chłopak, o którym inne marzą, który mógłby mieć każdą, wybrał właśnie ją. Ale nie była.
- Bez ciebie, to wszystko nie miałoby sensu. Kocham cię. Teraz i zawsze.
Nie wytrzymała. Po jej policzkach popłynęły łzy.
Dziwnie to zabrzmi, ale nigdy jej tego nie powiedział. Na początku ją uprzedził, że żadna konkretna dziewczyna nigdy tego od niego nie usłyszała. Że najpierw musi mieć pewność, że to ta jedyna. Był pewien.
Nagle połączył ich usta w pocałunku. Nie był to zwykły, codzienny buziak, nie był to całus, jakim zwykle obdarzali idioci szukający laski na jedną noc. To był prawdziwy pocałunek, zrodzony z miłości, smakujący malinami, zarówno namiętny, gorący, pełen pasji, jak i delikatny, nieśmiały. Jego dłonie wędrowały po jej brzuchu, ona muskała palcami jego plecy. Ocierali się o siebie, rozkoszując niezwykłą chwilą.
- Zawsze to dosyć długo - wyszeptała Marcelina, gdy w końcu chłopak się trochę odsunął.
- Zawsze to najodpowiedniejsze słowo i jest tak długie, jak trzeba.
- Też cię kocham - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Dopiero teraz sobie uświadomiła, że naprawdę tak jest. I chciała, by ich "zawsze" trwało tyle, ile powinno.


*D.O (EXO) - Crying out
**VIXX - I don't want to be an idol






*omomomo, nie mogłam się powstrzymać, by nie wstawić jego kilku zdjęć (gifów, ale cii) xD*

17 marca 2015

[Oneshot] Togheter

To stara praca twórcza, pisana na siłę na polski - nie oczekujcie nic wielkiego. Zmieniłam jedynie końcówkę, bo na polski bym takiej końcówki nie dała ;p


- Marcela, jesteś tutaj? - wyszeptał młody mężczyzna, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Szept poniósł się cichym echem po magazynie. Wiedział, że nie ma tu włącznika światła, więc zapalił latarkę. Pierwszą oświetloną przez nią rzeczą były ściany z odpadającym tynkiem. Chłopak postanowił się ich trzymać, bo wolał się nie zgubić w labiryncie kontenerów. Szedł powoli, zaglądając w każdy zakamarek magazynu. W pewnym momencie usłyszał ciche łkanie. Odetchnął z ulgą, po czym skierował się w stronę, z którego dochodziło. Po kilku minutach oświetlił latarką niewielkie, kobiece ciało zwinięte w kłębek. Podszedł do niej powoli i usiadł obok. Podrapał się po głowie, nie bardzo wiedząc co począć. Dziewczyna była lepiej "zaprogramowana" w międzyludzkich kontaktach niż on.
- Życie. Tak dziwnie to brzmi w tej sytuacji - wyszeptała, wycierając nos rękawem swojej bluzy.
- Nie rób tak - odezwał się Dawid, równocześnie sięgając dłonią po rękę dziewczyny. Zacisnął ją na nadgarstku Marceliny, po czym pociągnął do siebie. Gdy tylko usiadła, najpierw objął jej ciało nogami, potem jedną ręką złapał ją w pasie, drugą przycisnął jej policzek do swojej piersi, a na koniec przyłożył usta do jej błyszczących, brązowych włosów. Wiedział, że tego potrzebowała.
- Przestań - po chwili próbowała go delikatnie odepchnąć, jednak wtedy chłopak bardziej zacisnął uścisk.
- Nie możesz uciekać od problemów...
- Przestań ciągle tak mówić! - przerwała mu, równocześnie próbując agresywniej się mu wyrwać.
- Nigdy nie starałeś się spojrzeć na sytuację z mojej perspektywy! Ciągle głupio się uśmiechasz i mówisz mi, jak mam żyć! Nawet nie wiesz, jakie to wkurzające, widzieć jak ci się wszystko układa!
- Naprawdę tak myślisz?
Zamiast odpowiedzieć dziewczyna zaczęła go odpychać i lekko bić pięściami. Po jej policzkach popłynęły łzy, które Dawid chciał instynktownie wytrzeć. Wtedy udało jej się uciec z uścisku. Szybko wstała i oparła się o kontener naprzeciwko chłopaka.
- Nieważne, jak bardzo coś jest ciężkie, zawsze bądź optymistą i uśmiechaj się jak głupek... To ciągle powtarzał mój dziadek... Nie sądziłem, że możesz to odebrać jako egoizm czy coś takiego... - mówił, utrzymując kontakt wzrokowy z dziewczyną i powoli wstając.
- To się myliłeś. Twój dziadek najwyraźniej był bardzo głupim człowiekiem, wierząc w te słowa.
- Nie mów tak... Każdy ma problemy, a płacz i chowanie się ich nie rozwiążą. Uśmiech sprawi, że chociaż poczujesz się lepiej, nawet gdy tak nie będzie.
- Czyli mam się oszukiwać?
Dawid zamilkł. Każda kolejna rozmowa z Marceliną stawała się coraz trudniejsza, zaczęło go to przerastać. Nie wiedział, co zrobić, by przemówić jej do rozsądku.
-  Dobra, wiesz co, nie muszę ci więcej pomagać. Rób, co chcesz. Tylko czego ty dziewczyno chcesz?
Po chwili ciszy Marcela wytarła rękawem policzek i głośno westchnęła.
- Czego ja chcę? Zrozumienia. Ciepła. Miłości. Czegoś, by poczuć, że żyję, że mam po co żyć.
- Świetnie to teraz idź to zdobyć.
- Mówisz, jakby to było takie proste...
- Misia, to jest proste. Chcesz zrozumienia? Powiedz, o co ci chodzi. Chcesz ciepła? Chodź tu i się przytul. Chcesz miłości? Powiedz mi, że mnie kochasz na zabój, to ode mnie usłyszysz to samo... - ostatnie zdanie wyszeptał i nie był pewny, czy dziewczyna usłyszała. Może nawet lepiej by było, jakby tego nie słyszała. Wpatrywała się w niego w ciszy przez dłuższy czas. Dawid miał tego dość. Odwrócił się od dziewczyny i ruszył przed siebie. Jednak po kilku krokach ktoś chwycił jego dłoń.
- Nie rób tak - wyszeptała, odwracając go do siebie.
- Jak?
- Nigdy więcej mnie nie opuszczaj. Kocham cię, Dawid.
Chłopak po raz kolejny zamarł. Wpatrywał się w jej ledwo widoczne, niebieskie oczka, czuł jej oddech, słyszał bicie jej małego serduszka...
I wtedy, nie bardzo świadom tego, co robi, niespodziewanie połączył ich usta w delikatnym pocałunku. Dziewczyna początkowo się wystraszyła i chciała się odsunąć, jednak po chwili odwzajemniła pocałunek. Po jej policzkach nadal płynęły łzy, mimo że pierwszy raz od dawna czuła się szczęśliwa. A może właśnie dlatego? Objęła go i zaczęła muskać palcami jego plecy. Przy każdym dotyku czuła, że przechodzą go dreszcze.
- Dziękuję - wyszeptała, gdy udało jej się na chwilę odsunąć. Nawet nie wiedziała, ile to słowo dla niego znaczyło.

10 lutego 2015

[Butterfly] Prolog

- Życie. Co za dziwne słowo. Co to znaczy?
- To... To coś ma każdy z nas. Życie to dar, który otrzymał każdy. Od niego zależy wszystko, co dotyczy życia. To, jak je przeżyje...
- A ja? - przerwała mu i podeszła krok bliżej. Ich twarze były teraz w odległości zaledwie kilku centymetrów. Czuł jej oddech, słyszał bicie jej małego serduszka, widział zwykłą dziecięcą ciekawość w jej błyszczących, szafirowych oczkach.
To niemożliwe, że jest zaledwie rok młodsza ode mnie, pomyślał.
- Co ze mną? - domagała się odpowiedzi, a on nie wiedział co powiedzieć. To wszystko, zaczynając od małej istotki przed nim, na szaleńcach w pokoju obok kończąc, zaczęło go przerastać.
- Tobie to odebrano - stwierdził po chwili ciszy. Poczuł jak zadrżała, gdy powiedział to na głos. Spuściła wzrok. Wtedy on pocałował ją w czoło i przytulił do siebie. Odwzajemniła uścisk dopiero po chwili.
- Ale to nie znaczy, że straciłaś to na zawsze. Ja... Zrobię co w mojej mocy, by odzyskać te siedemnaście lat, które straciłaś tutaj. Każdego dnia będę przy tobie, będziemy się świetnie bawić i korzystać z życia. Nadrobimy wszystko, obiecuję. Od nauki raczkowania zaczynając - usłyszał jak parsknęła śmiechem, gdy to powiedział - poprzez zabawy w piaskownicy, na nieprzespanych nocach przez naukę do sprawdzianu z matmy kończąc. Popełnisz błędy, które popełniają normalne nastolatki. Będziesz miała głupawki, chwile smutku, gniewu... Przeżyjesz to wszystko... A ja... Ja ci pomogę. Choćby to miało oznaczać, że mnie opuścisz... - zawahał się.
- Dziękuję - wyszeptała przez łzy, które pojawiły się jak tylko zaczął mówić. Nawet nie wiedziała, ile to słowo dla niego znaczyło.
© Halucynowaa | WS | X X X