2 maja 2016

[DIS] #7 "The most beautiful moments"

Szedł spokojnie brzegiem chodnika i zastanawiał się, co jej powiedzieć. Słońce już delikatnie muskało jego skórę (a przynajmniej to, co wystawało spod jego "kamuflażu") i było to na tyle przyjemne, że aż tak mu się nie śpieszyło, żeby już dojść do parku. Nie miało to zbyt wiele sensu, ale przed tym spotkaniem stresował się nawet bardziej niż przed występem. Ale równocześnie czuł wyjątkowe, prawdziwe podekscytowanie, prawdziwe, a nie to ożywienie przed wyjściem na scenę, które stało się jego rutyną, z którym nauczył się żyć.
Nie rozumiał, czemu po zaledwie jednym spotkaniu tak na niego działała.
Fascynacja tym, co nieznane?
Możliwe.
Albo doszedł do tego momentu, w którym występy stają się nudnym, monotonnym obowiązkiem. Potrzebował urozmaicenia. Odrobiny szaleństwa. Chciał wyrwać się ze złotej klatki, której do niedawna w ogóle nie widział. Przypomniała mu się rozmowa ze stylistką (od której właściwie wszystko się zaczęło, za co nagle zapragnął jej podziękować) i zrozumiał, że ją okłamał. Wszyscy artyści, w mniejszym lub większym stopniu, są trzymani na smyczy. Przez wytwórnie, harmonogramy, fanów... Własne marzenia. Nie chciał tak żyć. Nie jest zwierzątkiem na pokaz. Nie jest nikomu nic winien. Jest człowiekiem. Jest wolny.
Doszedł do zakrętu, za którym znajdował się park, gdy nagle ktoś złapał go mocno za rękę i zamaszystym ruchem pociągnął w drugą stronę. Jimin odwrócił się gwałtownie i bez chwili namysłu zaczął biec za malutką postacią w szarym kapturze, która nadal trzymała go kurczowo. Wbiegli w pierwszy lepszy zakręt, a potem następny i kolejny, tak że chłopak kompletnie stracił poczucie miejsca i czasu. Mijali bloki wymieszane z małymi, staromodnymi chatkami, biegli po trawie, po ulicy, przez murki... Wszystko zmieniało się tak szybko, że już nie był pewny, czy nadal byli w Seulu. Czy to źle, że w ogóle się tym nie przejął?
Gdy postać nagle zwolniła, Jimin przebiegł jeszcze kilka metrów, zanim również się zatrzymał. Dziewczyna oparła się o kolana i zaczęła głośno dyszeć, chwiejąc się w przód i w tył.
- Hej - wykrztusiła między oddechami, na co chłopak parsknął śmiechem.
- Co to było?
- Co co było? - spytała z uśmiechem na twarzy, prostując się. - Trzeba dbać o formę, co nie?
- Najpierw trzeba by ją mieć.
- Wypraszam sobie - wydyszała i podniosła palec, jakby chciała coś jeszcze dodać, ale szybko go opuściła. - Dobra, nieważne.
Opuściła głowę i zamknęła oczy. Była cała czerwona, ale nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, uśmiechała się szeroko i jakby specjalnie odgarniała włosy, żeby mógł ją zobaczyć.
Zupełnie inny człowiek, pomyślał, przypominając sobie chwilę, w której się poznali. Cieszył się, że udało mu się wywołać taką zmianę. Jednak po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy. W jego głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Nadal mu nie powiedziała, jak tam trafiła, kiedy ani przez kogo... Mimowolnie myślał o tym przed snem, a każda kolejna teoria była bardziej szalona od poprzedniej. W końcu doszedł do wniosku, że najlepiej będzie po prostu ją spytać. Jednak jak miał to zrobić, gdy ona unikała tego tematu jak ognia i zachowywała się, jakby nic się nie stało?
Nagle usłyszał huk, który wyrwał go z zamyślenia. Dziewczyna siedziała na ziemi, z głową opartą na kolanie.
- Ari? Ari, co jest? - Jimin podbiegł do niej szybko i przykucnął obok.
- Nic... Ja... - wydyszała, nadal na niego nie patrząc. - Pić, tylko pić...
- Jasne - wstał, zanim zdążyła dokończyć. Wziął ją na ręce i w półbiegu przeniósł na najbliższą ławkę.
- Zaraz wracam - mruknął, kładąc ją ostrożnie na ławce. Pobiegł do najbliższego spożywczaka, w drodze wyciągając z bluzy jakieś drobniaki. Ledwo mu starczyło na najmniejszą butelkę.
Zanotować, nosić ze sobą pieniądze, pomyślał, wychodząc ze sklepu. Dziewczyna akurat próbowała wstać.
- Stój, bo strzelam! - wrzasnął i wycelował w nią butelką. Ari podskoczyła przerażona, a potem spojrzała na niego z szeroko otwartymi ustami i parsknęła śmiechem.
- Żartowałem - stwierdził z pełną powagą, gdy już znalazł się tuż obok niej. - Będę tylko twoim pielęgniarzem. Siadaj - powiedział i popchnął ją lekko na ławkę. Odkręcił butelkę i podał ją dziewczynie. Ta najpierw spojrzała na nią niepewnie, ale po chwili namysłu zaczęła powoli pić i przestała dopiero, gdy w butelce została niecała połowa płynu.
- Dzięki - uśmiechnęła się do niego, podając mu butelkę. - Przepraszam za to.
- Za co niby? Nie przepraszaj, to przecież nie twoja wina, że zasłabłaś. Prawda? Nie stosujesz jakieś głodówki wodnej ani nic takiego?
- Nowy rodzaj diety?
- Wyjęłaś mi to z ust. Już lepiej?
- Tak, dzięki. Chyba nie powinnam tyle biegać jak na pierwszy raz.
- Pierwszy raz? I to niby twoje "dbanie o formę"?
- Lepiej późno niż wcale - powiedziała, spoglądając za siebie. Prosto na plac zabaw.
- Po to mnie tu sprowadziłaś? - spytał, podążając za jej wzrokiem.
- Właściwie... Nie do końca, ale skoro sam proponujesz... - odwróciła się do niego i uśmiechnęła się niewinnie. Wstała szybko, zanim zdążyłby coś powiedzieć, złapała go za rękę i pociągnęła w tamtą stronę.
- Ari, dopiero co...
- Boże, jakie te huśtawki małe, ledwo się do nich zmieszczę! - przerwała mu nagle, podbiegając do huśtawek i zostawiając go w tyle. - Ty może lepiej nie próbuj, grubasku.
- Ej, ja mam węższe biodra, mądralo! - podbiegł do niej i zajął miejsce obok. Dziewczyna nie odpowiedziała, więc spojrzał na nią po chwili i od razu spanikował.
- Znaczy... Ja nie o tym! Jesteś dziewczyną, to normalne!
- Taa, zwal wszystko na hormony - warknęła, odpychając się od ziemi.
- Ja przecie...
- Myślałam, że jesteś inny.
- Ale...
- Że potrafisz się przyznać do błędu... - mruknęła ze łzami w oczach.
- Co...?
- A ty...
- Ale to naprawdę wina hormonów przecież! - wykrzyczał, zanim zdążyłaby mu przerwać, zrywając się z huśtawki i stając przed nią. - Ari, przepraszam, ja, ja nie chciałem nic...
- Ci-i-i-... - syknęła, podnosząc palec do góry. - Za bardzo się wczułeś.
- Co? - zmarszczył brwi zdezorientowany.
- Zluzuj majty. Żartowałam.
Co?, powtórzył w myślach. W jednej chwili z jej oczu zniknęły łzy, a ona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Sorki, powinnam była chyba cię uprzedzić, że jestem zepsuta do szpiku kości - parsknęła śmiechem, jakby to, co powiedziała było dowcipem pierwszej klasy. - Mam taką zaletę, że możesz ze mną żartować ze wszystkiego. Dosłownie wszystkiego. Ale mam również wadę - ze mną możesz żartować ze wszystkiego. Nie lubię jak jest sztywno. Więc jeśli masz zamiar brać wszystko na...
Nie zdążyła dokończyć. Chłopak nagle do niej podszedł, bardzo blisko, zmuszając ją do zejścia z huśtawki i zrobienia kroku w tył, a potem bez ostrzeżenia złapał ją za żebra.
- serioooo.... - Ari próbowała jeszcze odskoczyć, jednak huśtawka zablokowała jej drogę ucieczki. Schyliła się, żeby przejść pod siedzeniem, jednak wtedy Jimin stanął jej na stopie, przez co z impetem wylądowała na ziemi, a chłopak tuż za nią, gdy tylko ominął huśtawkę.
- Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Rób - mówił, z każdym słowem zaciskając palce na jej żebrach. Ari próbowała go powstrzymać, wyrwać się z uścisku jego ud, jednak nie miała żadnych szans. Gdy skończył, położył ręce bezwiednie na jej brzuchu i spojrzał na nią z góry.
- Podoba ci się to? - spytała, wydymając wargi. - Molestowanie małych dziewczynek?
- Jesteś całkiem spora, jak na małą dziewczynkę - pochylił się nad nią i spojrzał wymownie w pewne strategiczne miejsce. Szkoda, że ma na sobie bluzę, przeszło mu przez myśl.
- A ty za ładny jak na pedofila - podniosła lekko głowę i dosłownie wychuchała mu w policzek. Spojrzała mu w oczy, a chwilę potem na usta i przygryzła wargę. Skłamałby, gdyby uznał, że go to nie kręci. W jego głowie już rozgrywały się kolejne sceny, jakby wyjęte prosto z prawdziwego amerykańskiego romansidła. Nawet nie zauważył, w którym momencie poluzował uścisk. Gdy ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, Ari nagle położyła się z powrotem i gwałtownie podniosła biodra, tym samym zrzucając go z siebie.
Wstała, otrzepała się i usiadła z powrotem na huśtawce.
- Ała? - mruknął Chim Chim, leżąc na boku pod drugą huśtawką. Ariana posłała mu całusa i zaczęła się śmiać.
Warto cierpieć, pomyślał, obserwując jej uśmiechniętą twarz.
Wtedy nagle jego telefon zawibrował. W tym samym momencie spojrzeli na kieszeń jego bluzy, a chwilę potem wymienili spojrzenia. Jimin usiadł powoli, nie odwracając od niej wzroku i wyciągnął urządzenie. Jedna nieodebrana wiadomość. Od Taehyunga.
- Nie krępuj się - uśmiechnęła się do niego, a potem odwróciła wzrok i zaczęła się delikatnie huśtać.
"9:13 Nie wiem, gdzie poleciałeś, ale mam nadzieję, że pamiętasz o sesji. Masz jakieś 10 min. zanim zorientują się, że ciebie nie ma."
Zanim skończył czytać, otrzymał kolejną wiadomość.
"9:13 Run, Forest, Run!"
Spojrzał na dziewczynę, jednak ona dalej udawała, że ją to nie interesuje i wpatrywała się gdzieś przed siebie. Nie chciał iść. Z nią czuł się naprawdę dobrze. Tak jakby sama jej obecność odpędzała cały ten stres i wszystkie złe emocje.
Jak narkotyk.
Najgorsze było to, że chciał więcej.
Jednak musiał wziąć się w garść. Nie mógł pozwolić jednej małej zachciance zmarnować kilku lat ich pracy.
- Emm... Ja... - zawahał się.
- Musisz iść - dokończyła za niego, nagle się zatrzymując. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła smutno.
- No... Tak. Przepra...
- Spoko. Ja też mam zaraz spotkanie.
Spotkanie?
- Ou... Okej. To się dobrze złożyło.
Chyba.
- To pa - kiwnęła do niego głową na pożegnanie, a potem zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Jimin jeszcze chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą była, zanim do niego dotarło, co się właśnie stało.
Nie, tak naprawdę to kompletnie nie miał pojęcia, czego przed chwilą był świadkiem.  Wszystko rozegrało się tak szybko, że nawet nie zauważył, w którym momencie znowu został sam.
Wstał, otrzepał się i pobiegł z powrotem do dormu, po drodze próbując nie analizować tej całej dziwnej sytuacji.
Bezskutecznie.
© Halucynowaa | WS | X X X