2 grudnia 2015

[One Shot] Rain

Mało tu coś fanfica, ale nie chciało mi się nowej postaci wymyślać, więc pożyczyłam sobie Koreańczyka - tak tylko jakby ktoś się nastawił na ff.

Było ciasno. Gęsto. Tłoczno. Całkiem, całkiem tłoczno. Ta garderoba na pewno była za mała na tyle osób.
- Nałóż kurtkę.
- Musimy poprawić fryzurę.
- Ej, oddaj, to moja pomarańcza!
- Gdzie mój drugi but?
Głosy przeplatały się ze sobą, tworząc kakofonię, zlepek niezrozumiałych słów, które były tylko coraz głośniejsze i głośniejsze. Czerwonowłosy stał spokojnie, jakby oddzielony niewidzialną barierą od chaosu za nim, przed lustrem, poprawiając krawat. Zbliżył się do tafli szkła i przyjrzał sobie dokładnie. Make-up? Jest. Usta? Zalotne. Fryzura? Idealna. A nawet jeśli nie to i tak dobrze, fankom tak czy siak się spodoba. Uśmiechnął się sam do siebie.
Nagle drzwi się otworzyły. Drgnął. Tak! Jego serce zabiło mocniej. Odwrócił się gwałtownie i czekał w napięciu...
- Wchodzimy za dziesięć minut - usłyszał głos menadżera i od razu spochmurniał. Spojrzał w swoje odbicie i w ostatniej chwili powstrzymał się od brutalnego zaatakowania niewinnego krzesła. Wrócił na sofę i sięgnął po swój telefon. Wszedł w wiadomości.
On: "Gdzie jesteś?"
Nadal nikt nie odpowiedział. To już pięć minut, zupełnie do niej niepodobne. Wyłączył urządzenie i zaczął przekładać je z ręki do ręki. Ta cisza go wykańczała psychicznie. Miał ochotę kopać, wrzeszczeć, niszczyć... Żałował swojego wyboru. Tak bardzo żałował.
- Chim Chim, coś taki zmarnowany? - Hobi rzucił się na kanapę obok niego i zaczął przeciągać jak kot. - Twój fan numer jeden cię olał? Pewnie śpi, ona zawsze śpi. Poza chwilami, gdy wkurza wszystkich wokół, chociaż wtedy też pewnie mentalnie śpi.
Jimin nie odpowiedział. Wiedział, że jego kolega tylko żartuje, ale to wcale nie poprawiło mu humoru.
- Nie śmieszne - mruknął w końcu, by przerwać "ciszę".
- Nie zamartwiaj się tak, jak skończymy to sobie z nią o odpisywaniu poważnie porozmawiasz. Bardzo poważnie. Najlepiej w łóżku.
Czerwonowłosy pchnął go z całej siły, tak że prawie spadł na ziemię.
- No co, taka prawda.
- Emm, nie? Kompletnie nie prawda.
- E tam, nie wypieraj się. Wszyscy wiedzą, co wy tam sobie kombinujecie po godzinach.
- Co? O czym ty mówisz?
- Co gorsza - kontynuował, kompletnie ignorując kolegę. - Wszyscy wam zazdroszczą.
Jimin chciał mu coś odpowiedzieć, ale nagle odezwał się jego telefon. Szybko wszedł w nowe wiadomości. Hobi pchnął go lekko w ramię, a potem wstał i dołączył do Taehyunga tańczącego do układu jakiegoś nowego girlsbandu.
Ona: "Wróć. Proszę."
Zerwał się z kanapy i szybko wyszedł z pomieszczenia, ignorując wszystkich wokół. Cóż, wszyscy też go zignorowali. Ruszył na koniec korytarza i stanął przy oknie. Wybrał z kontaktów jej numer, jednak nikt nie odpowiedział.
On: "Odbierz."
Odpowiedź przyszła dopiero po chwili.
Ona: "Nie mogę"
On: "Czemu?"
Ona: "Musisz przyjechać. Teraz."
On: "Jaka diagnoza?"
Ona: "Jimin, proszę. Chcę cię zobaczyć. Usłyszeć."
On: "Odpowiedz."
Musiał poczekać dłuższą chwilę, zupełnie jakby nie była pewna, czy powiedzieć mu prawdę. Przeklął się w myślach za to, że tak do niej pisze, że każe jej się czuć w ten sposób. Ale musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, jeśli chciał pomóc.
Ona: "Zespół Ushera"
On: "Tego piosenkarza? Żartujesz sobie teraz?"
Ona: "Nie."
Wpatrywał się chwilę w wiadomość, a potem gwałtownie uderzył pięścią w parapet i zwyzywał siebie w myślach od najgorszych. To przecież oczywiste, że nie żartowałaby w takiej sytuacji. Szybko wszedł w wyszukiwarkę i zaczął szukać informacji. Kilka minut później dostał kolejną wiadomość.
Ona: "Plaża. Gdzie się spotkaliśmy. Przyjdź szybko. Nie wytrzymam z moimi myślami."
Spojrzał za okno i zamarł.
On: "Wracaj do domu. Po coś wychodziła w taki deszcz?"
Nie odpowiedziała już. Przeklął kolejny raz. Wiedział, że musi tam jechać. Teraz. Z jednej strony wierzył, że nic jej nie będzie, ale z drugiej wolał nie sprawdzać, co się stanie, jeśli nie pojedzie. Spróbował jeszcze kilka razy do niej zadzwonić, ale gdy nikt nie odpowiadał, szybko ruszył z powrotem do garderoby.

***

Miliony. Nie, miliardy. Miliardy miliardów.
Liczyła je spokojnie, nie przejmując się zupełnie tym, co zrobiła. Uderzały o jej ciepłą skórę, tylko nasilając drżenie. Ścisnęła kolana mocniej.
Głucha, przytłaczająca cisza.
Podniosła wzrok. Szarawe chmury zasłoniły nocne niebo. Załkała żałośnie. Tak bardzo chciałaby je zobaczyć.
Nagle poczuła ciepły materiał zsuwający się jej na ramiona. Odwróciła się. Upadł na kolana przed nią i nerwowo odgarnął jej włosy z twarzy. Zaczął coś mamrotać, ale było to za ciche, żeby mogła usłyszeć. Uśmiechnęła się tylko spokojnie, jakby wszystko było w porządku.
Niedługo potem także przestał mówić i odwzajemnił uśmiech. Mimo deszczu widziała, że po jego policzkach płyną łzy. Wytarł je, jakby to miało w jakiś sposób pomóc, a potem rzucił się na nią i objął mocno. Wtuliła twarz w jego ramię, ciasno opięte przez skurczoną w deszczu białą koszulę.
- Jimin - szepnęła po chwili, odsuwając go od siebie. Spojrzał na nią z troską na twarzy.
Nie wytrzymała. Chciała być dzielną dziewczynką, ale najwyraźniej było to dla niej zbyt ciężkie. Pochyliła się w jego stronę i musnęła ustami jego wargi. Nic więcej nie musiała robić. W jednej chwili przyciągnął ją do siebie i zaczął łapczywie ją smakować, wręcz upajać się jej osobą. Jego dłonie wędrowały na oślep po jej całym ciele, jakby nie wiedział, co z nimi zrobić, a on sam zbliżał się do niej coraz bardziej, jakby chciał ją wchłonąć, połączyć się w jedność. To było tak intensywne, że aż na moment straciła oddech. Ale to nie miało znaczenia.
Z wielkim bólem odsunęła go po raz kolejny.
- Jimin - czuła jak jej głos zadrżał. - Kocham cię. Naprawdę. Zawsze. - wiedziała, że to zabrzmiało jak rozpaczliwa obietnica, ale nie mogła nic na to poradzić. Przerwała na chwilę, by poukładać, co chce powiedzieć. Spojrzał na nią z przerażeniem i zaczął coś mówić, ale ona to kompletnie zignorowała.
- Jesteś moim księciem na białym rumaku. Byłeś tam, gdy nie miałam nikogo. Jesteś teraz. Dziękuję. Za wszystko. Niestety nie każdy rycerz może uratować swoją księżniczkę. Czasami smok dopadnie ją wcześniej. Przez lata skutecznie palił za sobą mosty, zostawiając tylko chaos i zniszczenie. Nie byłam dzisiaj na badaniach. Wiedziałam od dawna. Po prostu... Nie chciałam, żebyś ty wiedział. Nie ty. Przez to wszystko... Przez to czuję się jak wrak. Nie...
Nagle złapał ją za policzki, zmuszając, by się zamknęła i na niego spojrzała. Zdesperowany otwierał usta, może krzyczał, prawie pluł jej w twarz przez emocje się w nim gotujące. Wyciągnęła rękę i odgarnęła mu włosy z oczu. Uśmiechnęła się smutno.
- Jimin. Ja nie słyszę - wyszeptała przez łzy. W jednej chwili zamilkł.
- Przytul mnie - poprosiła, a on bez wahania to zrobił. Objął ją ostrożnie, jakby była lalką z porcelany, krucha i delikatna. Może była. A przynajmniej tak się czuła.
Oparła się o niego, ale go nie objęła. Czuła ruchy jego klatki piersiowej, oddech, bicie serca, znacznie intensywniej niż zawsze. Chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak podjęła już decyzję.
- Jimin-ah - po raz kolejny rozkoszowała się tym słowem, nawet gdy nie przedzierało się przez wszechogarniającą ciszę. - Ja umrę.
Poczuła jak drgnął niespokojnie. Tym razem sam się od niej odsunął i spojrzał jej prosto w oczy. Poruszył ustami, powoli i dokładnie, z nadzieją, że zrozumie. Spuściła wzrok i niepewnie splotła z nim palce.
- Nie martw się. Jestem pewna. Wzięłam tabletki - zawahała się i zmusiła się do ostatniego spojrzenia na niego. Przerażony chłopak wyciągnął telefon i spróbował wystukać w tym deszczu jakiś numer, ale ona wiedziała, że już jest za późno. - Nie mogłabym żyć z myślą, że nigdy więcej nie mogłabym usłyszeć twojego głosu. Potem byłoby gorzej. Straciłabym wzrok. Byłabym kaleką. Uzależniona od innych, całkowicie niesamodzielna. Nie chcę tego. Wolę to skończyć. Teraz. Na moich własnych zasadach.
Ale on już jej nie słuchał. Podniósł ją gwałtownie i zaczął biec, zapadając się przy każdym kroku, ledwo widząc cokolwiek przez deszcz. Chwyciła jego szyję i położyła głowę bezwładnie na jego piersi. Podskakiwała przy każdym jego ruchu, ale nie przeszkadzało jej to. Ta bliskość ją uspokajała.
Jej oddech był coraz płytszy. Resztkami sił otworzyła oczy. Rozmazane kształty. Światła, ludzie, budynki, ulice... Zbyt chaotyczne.
Jeden. Dwa. Trzy.
Miliardy. A może i biliony.
Proszę, powstrzymaj mnie, przeszło jej przez myśl, ale szybko odpędziła ten głupi pomysł.
Już bilion i siedem milionów. Spływały po niej, po jej bladej skórze, obmywając ze wszystkich ran i bruzd.
Pójdziesz dzisiaj... Nagrywamy Dope w... Przyjadę do... Od razu... Tylko... Jesteś pewien?
- Czy jestem pewien, że cię kocham? Tak. Oczywiście. pełnym sercem i ciałem - uśmiechnął się wtedy zalotnie, a potem pocałował ją delikatnie w czoło. - Kocham cię. Do końca. Obiecuję.
Ostatnie słowa, jakie usłyszała. Jedyne, które chciała usłyszeć.
Uśmiechnęła się po raz ostatni.
Zimne, szkliste krople spłynęły po jej policzku. Skutecznie zgasiły jej wewnętrzny ogień. Jej smoka.
Odnalazła spokój. W deszczu.




© Halucynowaa | WS | X X X