26 lipca 2016

[DIS] #11

- Śpi - wyszeptałam do komórki, ciągle go obserwując. Chciałam być pewna, że narkotyk, który mu podałam, nie zrobi mu krzywdy.
Siedział tuż obok, niczego nieświadomy. Wyglądał tak niewinnie, tak uroczo. Chciałam go dotknąć, uspokoić, cokolwiek... Jednak nie byłam pewna, czy potrafiłabym się powstrzymać. Nawet przez koszulkę widziałam jego mięśnie. Dobra, nie widziałam, ale przed chwilą poczułam i to było jedyne, o czym mogłam teraz myśleć.
- Świetnie - usłyszałam po chwili odpowiedź. Drgnęłam. Nienawidziłam jego głosu, tego wstrętnego uśmiechu, nienawidziłam jego całego. - Gdzie jesteś? Zaraz będziemy.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na rudego. Marchewkowe kosmyki opadały mu na twarz. Jego połyskujące usta były lekko rozchylone i drgały przy każdym oddechu, ale cała reszta skamieniała. Wyglądał jak rzeźba, perfekcyjna i niecenzuralna rzeźba. Mogłabym patrzeć na niego godzinami.
- Maja. Gdzie jesteś?
Wyciągnęłam przed siebie rękę i delikatnie dotknęłam jego ramienia czubkami palców. Gdy nie zareagował, przesunęłam palcami po jego ręce. Wsunęłam moją dłoń w jego i splotłam nasze palce.
- Odezwij się. Gdzie jesteś?
Nie, nie zasłużył na to.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń. Odsunęłam telefon od ucha i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Nie dam cie skrzywdzić, pomyślałam, rzucając mu ostatnie spojrzenie.
Tak jak ty nie skrzywdziłeś mnie.
Niechętnie go puściłam, wstałam i ruszyłam do łazienki. Wyciągnęłam z telefonu kartę sim i spojrzałam na nią z żalem. To w niej znajduje się wszystko. Jego zdjęcia, nasze rozmowy...
Rzuciłam ją na podłogę i zmiażdżyłam ją piętą, a potem kolejny i jeszcze raz, tak dla pewności. Powinnam pewnie najpierw nałożyć buty albo użyć czegoś innego niż ciała, jednak nie miałam czasu. Poza tym, chyba zasłużyłam na chwilę cierpienia. Prawie go wydałam. Jak w ogóle mogłam wpaść na tak idiotyczny pomysł? Chciałam wrócić do domu, jednak nie takim kosztem.
Gdy tylko się ocknęłam z żałoby za tą nieszczęsną kartą, wrzuciłam telefon do toalety. Nie miałam pojęcia, czy to zadziała, ale nie miałam lepszego pomysłu. Nie mogli nas znaleźć.
Wróciłam do pokoju. Usiadłam obok niego i skuliłam się. Powinniśmy teraz uciekać z tego miejsca. Powinnam go obudzić i wszystko wyjaśnić. Zasługuje na prawdę. Był taki dobry, taki miły i uroczy... Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie traktował. A ja chciałam go sprzedać tym ludziom. Jakim jestem człowiekiem?
Spojrzałam na drzwi. Nie powinno mnie tu być. Nie powinno nas tu być. On powinien dalej żyć w swojej bezpiecznej nieświadomości, a ja... No cóż, robić to co zwykle.
Najlepiej by było jakby mnie tu nie było. Jeśli ruszyliby w pościg, byłby bezpieczny. On i reszta zespołu.
Jednak nie mogę tak ryzykować, to tylko jedno wielkie "jeśli". Nie mogę go na razie zostawić, nie póki jest sam. Bezbronny. Nieświadomy niebezpieczeństwa, które po niego idzie. Ktoś musi go obronić.
Tylko jak? Nie możemy tu zostać, ale nie dam rady go stąd zabrać, a sam w najbliższym czasie na pewno się nie ruszy. Po co ja w ogóle do nich dzwoniłam, jestem straszną idiotką.
Dobra, spokojnie. Na pewno coś wymyślisz. Jak zawsze.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X