26 listopada 2016

[Fatal Duo] #1 We

Akcja Fatal Duo rozgrywa się w świecie The Walking Dead, kilka miesięcy po wybuchu epidemii, w wyniku której ludzie po "śmierci" wracają do życia jako szwendacze - żywe trupy.


Szli ramię w ramię. Dwie pary szmaragdowych oczu uważnie penetrowały otoczenie. Oboje czujni, skoncentrowani, ale jednocześnie jakby nieobecni. Ulica była zaniedbana, wszędzie walały się śmieci, kilka samochodów zaparkowano na środku drogi, a poza nimi nie było tu nikogo więcej. A przynajmniej żadnej żywej duszy.
Kilka budynków dalej, szwendała się garstka umarlaków. Bezmyślnie człapały jeden za drugim, kiwając się na boki. Nie stanowiły żadnego zagrożenia - były zbyt wolne i zbyt głupie.
Nagle chłopak odskoczył w bok i schylił się przy jakiejś torbie. Spojrzał na brązowowłosą, która zupełnie go zignorowała i dalej szła przed siebie, a po chwili zamachnął się i rzucił butelkę daleko przed siebie. Jej dłoń drgnęła, ale nic więcej. Szkło rozbiło się na miliony kawałków, a żółtawy płyn obryzgał najbliższego szwendacza.
- Co jest? - zawołał, doganiając ją. Nigdy nie była tak cicha. Spokojna owszem, ale nigdy cicha. Jej milczenie wydawało się takie nienaturalne, niepoprawne, nie mógł tego znieść.
- Szkoda naboi.
Flynn teatralnie przyłożył dłoń do ust i westchnął głośno.
- Niemożliwe! Zdarza ci się jednak jakaś rozsądna decyzja!
Dziewczyna pociągnęła nosem, a po chwili ciszy wyciągnęła z kieszeni gumkę i związała długie do talii włosy w wysokiego kucyka.
- Edie...
- Alicia - przerwała mu.
- To był żart - chłopak uderzył ją lekko w ramię.
- Wiem. Zawsze byłeś kiepski w opowiadaniu dowcipów - wytarła nos rękawem szarej bluzy, a po chwili sięgnęła po nóż z bocznej kieszeni plecaka. Wcześniej nosiła go za paskiem, aby mieć go pod ręką, ale wtedy ciągle o nim zapominała i co chwilę się na niego nadziewała. Tak było dla niej bezpieczniej.
Kiwnęła głową w stronę jednego ze sklepów. Szyby były całe, ale ktoś wyraźnie uszkodził zamek w drzwiach. Na wystawie leżało kilka produktów, szafki również nie były całkowicie ogołocone.
Alicia od razu po przekroczeniu progu, ruszyła za kontuar i zaczęła przeglądać pozostały asortyment. Flynn wszedł chwilę po niej i rozejrzał się dokładnie. Zaraz przy wejściu leżał nieżywy szwendacz, a między półkami zauważył dwóch kolejnych. Ktoś już załatwił brudną robotę, a to oznaczało, że nie mogli się spodziewać rarytasów na półkach.
Ruszył w kierunku Alicii, a potem oparł się plecami o ladę.
- Czego szukasz?
- Czego można szukać w monopolowym? Cholera, wszystko puste! - chwyciła jedną z butelek i cisnęła nią w szybę. Przeklęła pod nosem i z impetem usiadła na podłodze, ukrywając twarz w dłoniach.
Flynn przeczesał dłonią kasztanowe włosy i obserwował teren za oknem. Dwóch umarlaków zainteresował hałas i zaczęli w swoim ślimaczym tempie zmierzać w ich kierunku. Chłopak wyciągnął nóż i załatwił ich z obojętnością, jakby to był jedynie ich przykry obowiązek.
- Przestań. Wstawaj. Musimy iść - powiedział, wracając do Alicii. Dziewczyna podniosła głowę i odetchnęła, aby się uspokoić. Rozejrzała się szybko, a potem nagle sięgnęła pod ladę i wyciągnęła pogniecioną paczkę papierosów. Włożyła jednego do ust.
- Masz ogień?
- Nie palisz.
- Dobra. Sama znajdę - gdy wstała, on szybkim ruchem wyrwał jej papierosa i rzucił nim w rozbitą szybę.
- To nie była prośba - stwierdził spokojnie. Jak tylko ruszył w stronę półek, wyciągnęła z opakowania kolejnego.
- Mamy w ogóle jakiś plan? Równie dobrze możemy zostać tutaj, a nie szwendać się bez celu.
- Tu nie jest bezpiecznie.
Zaczął przeglądać półki, niektóre produkty wkładał do plecaka, a inne zrzucał na ziemię, gdy okazywało się, że są puste. Alicia tylko szła za nim, bawiąc się papierosami.
- A gdzie niby jest? Wiesz, coś czuję, że wymyśliłeś sobie jakiś azyl, gdzie wszystko jest idealnie, gdzie ludzie żyją jak dawniej, gdzie nie muszą walczyć o przetrwanie... Cóż, muszę cię rozczarować. Takie miejsce nie istnieje.
Chłopak odwrócił się nagle, wyrwał jej z ręki paczkę i cisnął nią o ziemię.
- Tego nie wiesz. Nasze życie nie musi tak wyglądać. Gdzieś tam czeka nasz nowy dom. Gdzieś tam ktoś pracuje nad lekarstwem, ktoś próbuje przywrócić to do porządku i my po prostu...
Dziewczyna parsknęła śmiechem, przerywając jego monolog.
- Oh, wybacz. Ale w jakiej ty kurwa bajce żyjesz? Nawet jeśli... - odwróciła na chwilę wzrok i zacisnęła wargi. - Jeśli ktoś tam pracuje nad lekarstwem na ludzkość, nie musisz się o to martwić. Raczej cię to nie dotyczy.
- Co to miało niby znaczyć?
- Jeśli ktoś pracuje nad lekarstwem to dla elity, dla uprzywilejowanych, a my, cóż, raczej...
Przerwała, gdy jego dłoń z plaskiem wylądowała na jej policzku. Złapała się za twarz i spojrzała na niego z otwartymi ustami.
- To było pytanie retoryczne. Chodźmy.
Minął Alicię i wyszedł ze sklepu, nie czekając na nią.

***

Mijali budynki jeden za drugim, rzadko do któregoś zaglądając. W takich większych miastach, nawet na obrzeżach, i tak wszystko było już zrabowane albo pełne szwendaczy i niewarte ryzyka.
Alicia wpatrywała się nieprzytomnie przed siebie, wlokąc się za chłopakiem. W pewnym momencie wyprostowała się i poprawiła plecak.
- Nie mam już siły.
Udało im się przejść całe miasto po przedmieściach, zbliżali się powoli do krańca terenu zabudowanego - jeśli do tej pory nie znajdą transportu, z rana będą musieli iść z buta do kolejnego punktu. Po drodze spotykali jedynie szwendaczy, ale w centrum miasta co jakiś czas było słychać strzały.
- Flynn, robi się ciemno.
Zwykle to ona ich prowadziła. To ona zawsze decydowała i wydawała polecenia, a Flynn wzorowo je wykonywał. Szczególnie zanim to wszystko się zaczęło. Nie była przyzwyczajona, że to on przejmował inicjatywę. A tym bardziej nie przywykła do tego, że ją ignorował.
- Masz coś do jedzenia?
- Długo masz zamiar jeszcze tak zrzędzić?
- Jak mnie kurwa ignorujesz to się nie dziw, że się przypominam.
- Nie klnij.
- No to kurwa stój! - wrzasnęła, tupiąc nogą i zaciskając pięści.
- Nie drzyj się.
-Ja pierdolę, zachowujesz się jak ojciec. Nie mów, nie rób, siedź kurwa i nie istniej!
Zanim skończyła, Flynn odwrócił się gwałtownie, podbiegł do niej i złapał ją brutalnie za policzki, tak że jego dłoń zakrywała jej usta.
- Nie drzyj się idiotko - warknął przez zaciśnięte zęby. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Flynn był od niej wyższy zaledwie o kilka centymetrów, ale w takiej sytuacji to była ogromna przewaga.
W końcu zacisnęła pięści i spuściła wzrok, a on ją puścił. Bez słowa wyciągnął wodę z boku jej plecaka i wziął łyka.
Po chwili ciszy, wytarła pięścią policzek i nos, a Flynn westchnął i złapał ją delikatnie za drugą dłoń.
- Przepraszam...
Nagle wyrwała mu dłoń, minęła go i żwawym krokiem ruszyła przed siebie.
- Alicia, przepraszam, nie chciałem...
Chłopak obserwował ją, gdy w kilku krokach przeszła na drugą stronę ulicy, a potem energicznie otworzyła furtkę jakiejś posiadłości. Przeczesał dłonią włosy, a potem ruszył za nią. Czekała na niego przed drzwiami, z bronią w dłoni.
- Na trzy... - powiedział spokojnie, stając z nią ramię w ramię.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X